Samobójczy atak w serce gospodarki Tunezji

W Tunezji, pierwszy raz od rewolucji, doszło do zamachu terrorystycznego na obiekt związany z turystyką. I to w czasie, gdy powstaje ponadpartyjny rząd, który ma zacząć wyciągać kraj z kryzysu

Publikacja: 31.10.2013 08:08

Czterogwiazdkowy hotel Riadh Palms po zamachu

Czterogwiazdkowy hotel Riadh Palms po zamachu

Foto: AFP

To niedobra wieść dla zainteresowanych urlopem w Tunezji. I dla bardzo ważnego sektora dla gospodarki tego kraju.

– Oczywiście wpłynie to na wizerunek Tunezji za granicą i o to chodziło organizatorom zamachu. Jednak nie uda im się wpłynąć na sytuację w kraju, wręcz przeciwnie – przyśpieszą kompromis między umiarkowanymi islamistami a liberałami – mówi „Rzeczpospolitej" Ahmed Abderrauf Unajes, emerytowany dyplomata, były minister spraw zagranicznych. Podejrzani są skrajni islamiści, sprzeciwiający się jakimkolwiek ustępstwom wobec ugrupowań świeckich.

Wczoraj rano na plaży przed czterogwiazdkowym hotelem w Susie (Sousse) wysadził się zamachowiec. Miejscowe portale sugerowały, że zamierzał wejść do hotelu z walizką, ale mu się nie udało. Zginął od wybuchu. Innych ofiar nie było.

Co gorsza, nie był to jedyny zamach szykowany na wczoraj. Policja podała, że zatrzymała mężczyznę, który chciał się wysadzić pod mauzoleum ojca tunezyjskiej niepodległości Habiba Burgiby w położonym kilkanaście kilometrów od Susy Monastyrze, innym kurorcie nad Morzem Śródziemnym. Krążyły też pogłoski o innych udaremnionych wczoraj zamachach terrorystycznych.

Żadna organizacja nie przyznała się do ataku. Ale tunezyjskie MSW wskazywało jednoznacznie na radykałów islamskich. Padła nawet nazwa jednego z ugrupowań salafickich. Rzecznik MSW powiedział, że zamachowiec- samobójca z Susy i niedoszły zamachowiec z Monastyru to Tunezyjczycy, ale tacy, co „przebywali w jednym z sąsiednich krajów". To prawdopodobnie sugestia, że przeszli szkolenie w jakiejś organizacji dżihadystów oskarżanej o związki z Al-Kaidą (np. libijskiej Ansar Asz-Szaria).

Informacje o zamachach pojawiły się w ważnym momencie dla politycznej przyszłości kraju. Być może już dziś, a najpóźniej w sobotę, poznamy nazwisko nowego premiera, który poprowadzi rząd fachowców do czasu przedterminowych wyborów.

Tymczasowy ponadpartyjny gabinet ekspertów to efekt wyjątkowego jak na państwa muzułmańskie, które ponad dwa lata temu obalały dyktatorów, kompromisu między islamistami a środowiskami świeckimi. Po pierwszych demokratycznych wyborach w Tunezji rządziła umiarkowanie islamistyczna Nahda. Na początku miesiąca zgodziła się na oddanie władzy. I w sprawie rządu fachowców negocjuje z liberałami, lewicą i związkami zawodowymi. Zdaniem tunezyjskich elit Nahda nie radziła sobie gospodarczo, na dodatek oskarżano ją o patrzenie przez palce na przemoc polityczną. W tym roku od strzałów pod własnym domem zginęło dwóch liderów lewicowej opozycji – Szokri Belaid i Mohamed Brahmi.

– Od dawna skrajni islamiści, w tym salafici, próbowali zmusić Nahdę do zmiany kursu na radykalny. Byli rozczarowani, bo ich zdaniem była zbyt nowoczesna i umiarkowana. Nie udało im się z partią islamską, to tym bardziej nie uda się z rządem fachowców – wyjaśnia nam były szef MSZ Ahmed Abderrauf Unajes.

Mimo rewolucji i będących jej następstwem niepokojów społecznych Tunezja wydawała się odpowiednim miejscem dla turystów, zwłaszcza gdy nie zapuszczali się poza kurorty. Do ostatniego poważnego zamachu na turystów doszło w 2002 roku. W wyniku ataku na synagogę na wyspie Dżerba zginęło wtedy 21 osób.

– Ze strony polskich turystów udających się w najbliższym czasie do Tunezji nie mieliśmy w środę żadnej reakcji – mówi „Rzeczpspolitej" Krzysztof Piątek, szef Neckermanna Polska, organizującego wyjazdy do Tunezji. Nawet do hotelu, przed którym wysadził się wczoraj zamachowiec. – Ale nie ma tam Polaków. Są Belgowie, Holendrzy, Niemcy. Nikomu się nic nie stało – dodaje.

Według danych Polskiego Związku Organizatorów Turystyki, wśród kierunków wybieranych przez polskich klientów biur turystycznych Tunezja jest na siódmym miejscu. W tym roku pojechało tam nieco mniej niż 100 tysięcy Polaków (wzrost o 7 proc. w stosunku do 2012 r.). To niemal trzy razy mniej niż do zajmującego trzecie miejsce Egiptu, ale tam liczba polskich turystów znacznie spadła (o 22 proc.), zapewne w związku z napiętą sytuacją polityczną po obaleniu przez wojsko islamistycznego prezydenta.

Tunezja miała w tym roku 5,8 mln gości zagranicznych, głównie z Europy. Polski MSZ dwa dni przed zamachem ostrzegał przed podróżowaniem tam w związku z „niestabilną sytuacją wywołaną wydarzeniami politycznymi, zamieszkami i manifestacjami" i „strajkami podejmowanymi przez prawie wszystkie grupy społeczne i zawodowe".

To niedobra wieść dla zainteresowanych urlopem w Tunezji. I dla bardzo ważnego sektora dla gospodarki tego kraju.

– Oczywiście wpłynie to na wizerunek Tunezji za granicą i o to chodziło organizatorom zamachu. Jednak nie uda im się wpłynąć na sytuację w kraju, wręcz przeciwnie – przyśpieszą kompromis między umiarkowanymi islamistami a liberałami – mówi „Rzeczpospolitej" Ahmed Abderrauf Unajes, emerytowany dyplomata, były minister spraw zagranicznych. Podejrzani są skrajni islamiści, sprzeciwiający się jakimkolwiek ustępstwom wobec ugrupowań świeckich.

Pozostało 88% artykułu
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek