Trudny biznes lotniczy

Przewoźnicy kupują tańsze w eksploatacji samoloty i negocjują z pracownikami programy odejść z pracy

Publikacja: 30.11.2012 08:35

Trudny biznes lotniczy

Foto: materiały prasowe

Firmy lotnicze w Europie są drenowane przez rządy i przez Unię Europejską, która zawiesiła włączenie lotów międzynarodowych do handlu emisjami dwutlenku węgla – uważają przedstawiciele linii.

Nie ma innego wyjścia, jak skorzystać z rozwiązań amerykańskich i wyciąć wszystko, co jest do wycięcia. Tylko na pasażerach oszczędzać się nie opłaca, bo zagłosują nogami, a na bezpieczeństwie oszczędzać się nie da - zgodnie twierdzą szefowie europejskich linii, którzy brali udział w przyjęciu do sojuszu Star Alliance chińskich Shenzen Airlines. To 28. linia w aliansie, do którego należy także LOT.

Dodatkowe opłaty

Wprawdzie Bruksela zdecydowała się na odłożenie obciążenia płatnościami za udział w handlu emisjami (ETS) dla przewoźników latających także poza terytorium UE, ale nadal ten obowiązek obciąża linie latające po kontynencie.

– Dodatkowo jeszcze, jeśli np. nasz samolot leci z Wiednia do Bangkoku, to płaci za całkowite emisje z jedenastogodzinnej trasy. Emirates czy Qatar Airways płacą tylko za dolot do macierzystego portu, Dubaju czy Dohy, a stamtąd lecą dalej już „za darmo" – mówi „Rz" Jaan Albrecht, prezes i dyrektor generalny Austrian Airlines. Nie ukrywa, że uważa za nieuczciwe obciążanie transportu lotniczego najróżniejszymi dodatkowymi opłatami.

Chodzi m.in. o dodatkowe opłaty pasażerskie. W Niemczech i Austrii do biletu na trasie europejskiej bilet obciążony jest kwotą 7,50 euro, a na trasach długodystansowych opłata to 33 euro. Podobne narzuty wprowadzili Brytyjczycy, ale powoli się z nich wycofują. – Paryż obciążył każdy sprzedany bilet opłatą solidarnościową, która wynosi kilka euro. W naszej sytuacji, gdy oglądamy każde euro, a na rynku jest coraz trudniej, tniemy połączenia, zarobki, zwalniamy ludzi, naciski, byśmy oprócz płaconych podatków dostarczali jeszcze dodatkowych wpływów, jest trudna do zaakceptowania – wskazuje Albrecht.

I przypomina, że tylko rząd holenderski wycofał się z podatków nałożonych na lotnictwo, bo okazało się, że wpływy – zamiast wzrosnąć – spadły. Ale już kolejnym krajom trudno się porozumieć w sprawie prawdziwego otwarcia nieba nad Europą i nadal samoloty muszą latać nie najkrótszą trasą, ale taką, jaka jest dostępna.

Mniej lotów, mniej pracy

Dowód, że nie można linii lotniczych obciążać podatkami w nieskończoność, dał w ubiegłym tygodniu irlandzki Ryanair. Prezes przewoźnika Michael O'Leary wycofał część lotów z Budapesztu, kiedy władze lotniska zdecydowały się na podniesienie opłat dwa razy po 20 procent. – Odlatujemy z Budapesztu – powiedział krótko. I zlikwidował 170 z 280 lotów, jakie linia wykonywała dotychczas ze stolicy Węgier.

Naturalnie O'Leary potrafi liczyć, więc zmniejsza liczbę lotów po 10 stycznia 2013 r., czyli wtedy, kiedy na rynku lotniczym jest najmniejszy ruch. Przy tym szef Ryanaira wyliczył, że najbardziej straci na tym Budapeszt, bo zniknie przynajmniej 800 miejsc pracy. Tradycyjnie jest tak, że każdych przewiezionych tysiąc pasażerów linii lotniczej tworzy jedno miejsce pracy.

Jaan Albrecht przyznaje zarazem, że restrukturyzację jego linii wsparli kontrolerzy lotów i austriackie lotniska, które zmniejszyły obciążenia. Wszyscy „lecimy tym samym samolotem" – mówi.

Linie lotniczą tną, co się da, wymieniają samoloty na oszczędniejsze, negocjują skromniejsze programy dobrowolnych odejść z pracy, by latać i zarobić.

– Właśnie odkryliśmy Afrykę – chwali się Temel Kotil, prezes Turkish Airlines. To jeden z niewielu przewoźników, którzy nadal rosną w kryzysie. Także dzięki temu, że lata na trasach, które linie europejskie ignorują. Wywozi z lotnisk europejskich pasażerów do Stambułu i rozwozi ich dalej, właśnie do Afryki, na Daleki i Bliski Wschód, do Australii.

Przewoźnicy amerykańscy z kolei przyznają, że ograniczają połączenia do Europy. – Już widać, że kryzys mocno nadwerężył rynek europejski – mówi „Rz" Nicolas Britton, wiceprezes amerykańskich linii United. – Kolejny raz tniemy naszą ofertę. Nikt już nie ma pieniędzy, żeby latać tam, dokąd nie da się wypełnić samolotów – mówi.

W tym roku w europejskim lotnictwie pracę straci ponad 23 tysiące osób.

Danuta Walewska z Shenzenu

Będzie konflikt w Star Alliance?

O zwiększających się napięciach w ramach sojuszu Star Alliance, do którego należy też LOT, napisał wczoraj „The Wall Street Journal". Chodzi o to, że w ramach sojuszu linie ze sobą współpracują: mają na przykład wspólne rezerwacje, a choćby zakupy paliwa w jednym kontrakcie pozwoliły liniom, które zdecydowały się wejść do „spółki" tylko w tym roku zaoszczędzić 30 mln dol.

Jednak linie również zażarcie ze sobą konkurują. Wyraźnie to widać, gdy prześledzimy strategię niemieckiej Lufthansy na polskim rynku, która konsekwentnie stara się wywozić polskich pasażerów do niemieckich portów przesiadkowych.

Największy konflikt narasta jednak między tureckim przewoźnikiem Turkish Airlines i właśnie Niemcami. Kilka tygodni temu Turcy poinformowali, że zdecydowali się bardziej zacieśnić współpracę z Lufthansą. Wydawało się to dziwne. Wczoraj w rozmowie z „Rz" prezes Turkisha Temel Kotil zarzekał się, że tak naprawdę jeszcze nie ma o czym rozmawiać, bo wszelkie uzgodnienia są na bardzo wstępnym etapie. Na razie jedynie wiadomo, że Turcy mają dużo zamówionych samolotów. Stąd właśnie wziął się pomysł Kotila przejęcia LOT-u, który jednak nie został zaakceptowany przez radę nadzorczą Turkish Airlines. Oficjalnie podawano, że na przeszkodzie stanęły przepisy unijne. Teraz – jak twierdzi Kotil – Turkish stawia na „wzrost organiczny" i nie planuje żadnych przejęć czy fuzji. Natomiast faktem jest, że w tym roku Turkish otworzył 32 nowe trasy, a Lufthansa – 6. Na przyszły rok Turkish ogłosił już 15 nowych kierunków. Lufthansa ani jednego.

Firmy lotnicze w Europie są drenowane przez rządy i przez Unię Europejską, która zawiesiła włączenie lotów międzynarodowych do handlu emisjami dwutlenku węgla – uważają przedstawiciele linii.

Nie ma innego wyjścia, jak skorzystać z rozwiązań amerykańskich i wyciąć wszystko, co jest do wycięcia. Tylko na pasażerach oszczędzać się nie opłaca, bo zagłosują nogami, a na bezpieczeństwie oszczędzać się nie da - zgodnie twierdzą szefowie europejskich linii, którzy brali udział w przyjęciu do sojuszu Star Alliance chińskich Shenzen Airlines. To 28. linia w aliansie, do którego należy także LOT.

Pozostało 89% artykułu
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek