W akcji protestacyjnej wzięło udział tysiąc stewardów i stewardes, odmawiając pracy przez 8 godzin od 5 rano do 13. Łącznie Lufthansa zatrudnia około 19 tysięcy pracowników pokładowych, z których dwie trzecie należy do związku zawodowego Ufo.
Protestujący domagają się między innymi 5- procentowych podwyżek płac i gwarancji, że nie będą zatrudniani pracownicy na kontraktach. Zarząd daje im gwarancję 3,5 procent podwyżki. Teraz chce wrócić do negocjacji. Na razie jednak w rozgłośni Bayerischer Rundfunk przewodniczący Ufo, który jest organizatorem strajku, Nicoley Baublies zapowiadał kolejne protesty. — Wszystko zależy od tego, w jaki sposób Lufthansa odpowie na nasz protest, jak będzie walczyła ze strajkiem i pod jaką presją znajdą się członkowie naszego związku - mówił Baublies. Zapowiedział, że w piątek wieczorem poinformuje, czy strajk potrwa także w sobotę i czy tylko we Frankfurcie, czy też zostanie rozszerzony na kolejne miasta - Monachium i Berlin.
Piątek był dniem wyjątkowego ruchu na frankfurckim lotnisku, bo trwają tam powroty z wakacji. Większość odwołanych rejsów to trasy krótkie i średnie (m.in. dwa rejsy do Warszawy), ale nawet linie partnerskie nie mogły pomóc Niemcom, bo skoro samoloty nie odleciały z Frankfurtu, to nie było na płycie miejsc na maszyny, które rozkładowo powinny przylecieć. Ich przyloty były wstrzymane dwukrotnie po 40 minut za każdym razem, jak poinformował rzecznik lotniska Christopher Holschier.
Odwołano też kilkanaście rejsów dalszych, m.in do Bejrutu, Bostonu,Tel Awiwu, Atlanty, Nowego Jorku, Filadelfii i Seattle.
Wprawdzie niemiecki przewoźnik nie jest zmuszony do wypłacania odszkodowań pasażerom, którzy nie odlecieli zgodnie z planem, bo strajki są uznawane za „siłę wyższą", ale i tak koszty strajku będą ogromne. Pasażerom trzeba było organizaować loty z innymi przewoźnikami lub przesuwać ich daty a na lotnisku rozdać im napoje i przekąski.