Polska żyje obecnie wydarzeniami związanymi z firmą o wdzięcznej nazwie Amber Gold, która najprawdopodobniej okazała się klasykiem gatunku zwanego "piramida finansowa". Gromy sypią się na Komisję Nadzoru Finansowego (KNF), UOKiK, prokuraturę, sądy i inne organy państwa. Organy te rzeczywiście przespały sprawę, ale raczej nie ze złej woli, lecz z braku przygotowania zawodowego i zdolności do pewnej życiowej refleksji.
O ile piramidami finansowymi zajmie się zwołany naprędce przez szefa rządu Komitet Stabilności Finansowej, o tyle działające na podobnych zasadach biura podróży mają chwilowo spokój.
Tajemnicze piramidy turystyczne
Przynajmniej jedna trzecia krajowych touroperatorów ma ujemne fundusze własne. W takich firmach jedni klienci wyjeżdżają, bo ich wycieczki opłacają następni, a z kolei wyjazdy tych drugich - kolejni. Są to więc klasyczne przykłady finansowych piramid. Taka karuzela może się jakiś czas kręcić, szczególnie gdy rynek turystycznych wyjazdów szybko wzrasta, ale może się łatwo załamać przy poważniejszym zachwianiu koniunktury lub też w wyniku indywidualnych błędów danego touroperatora.
Zdezorientowane media, za namową działaczy turystycznych, wprowadzają w błąd konsumentów, powtarzając tezę, że gwarancją udanych wakacji jest... wpis danego biura do Centralnej Ewidencji Organizatorów i Pośredników Turystycznych oraz posiadanie gwarancji ubezpieczeniowej. To tak jakby twierdzić, że gwarancją uczciwości człowieka jest jego akt urodzenia przechowywany przez księdza na plebanii. (Patrz też tekst: „Panów prezesów koszałki opałki")
O tym, że o stabilności biura podróży decydują jego finanse, działacze turystyczni przyznają raczej niechętnie. Powód? Większość biur ukrywa stan swoich finansów nie składając sprawozdań finansowych w Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS). Nikt z działaczy nie jest więc specjalnie zainteresowany kwestią kontrolowania finansów touroperatorów, choć ostatnio, pod wrażeniem seryjnej ich niewypłacalności, przebąkiwać zaczęto, że ma to, być może, jakiś tam sens.