Kiedy czarterowy samolot linii Thomas Cook startował kilka dni temu z lotniska w Manchesterze, nic nie zapowiadało kłopotów. Pasażerowie lecieli na wakacje, które zamierzali spędzić na Riwierze Egejskiej w Turcji. Wśród nich była 79-letnia Brytyjka. Nagle kobieta straciła przytomność. Jej puls był ledwo wyczuwalny. Piloci podjęli decyzję o awaryjnym lądowaniu w Sofii. Na miejscu pasażerkę próbowano jeszcze reanimować. Bezskutecznie. Według nieoficjalnych informacji, starsza pani zmarła na atak serca.
94 zgony
Każdego dnia samolotami na świecie podróżuje nawet 4,5 mln pasażerów. Ilu z nich nie udaje się dożyć do momentu lądowania? Wie to amerykańska firma MedAire, świadcząca usługi medyczne dla ponad 60 linii lotniczych na całym świecie. W 2010 r. jej pracownicy 19 tys. razy udzielili konsultacji medycznych pasażerom, którzy mieli kłopoty ze zdrowiem wysoko w chmurach. 94 z nich zmarło.
Ile podobnych zdarzeń miało miejsce na pokładzie maszyn LOT? To tajemnica. Przedstawiciele Urzędu Lotnictwa Cywilnego bezradnie rozkładają ręce i tłumaczą, że przewoźnicy nie muszą zgłaszać takich przypadków. LOT zapewnia jednak, że szkoli swój personel pokładowy nawet na okoliczność zgonu podróżnego.
Linie lotnicze Singapuru poszły o krok dalej. W obsługujących długie rejsy airbusach 340-500 wydzieliły „schowek na zwłoki".
Z obserwacji MedAire wynika, że z każdym rokiem przybywa interwencji medycznych w powietrzu. Latają bowiem coraz starsi ludzie, a dystanse pokonywane przez maszyny się wydłużają.