Na zaproszenie biura podróży Sun & Fun i Tunezyjskiego Urzędu ds. Turystyki (ONTT) od 19 do 25 maja w Tunezji przebywała grupa dziewięciorga polskich dziennikarzy z prasy, radia i internetu. Zorganizowano dla nich podróż studyjną. W ciągu siedmiu dni przejechali 1200 kilometrów, odwiedzając najbardziej znane miejsca i atrakcje turystyczne kraju. Towarzyszyli im przedstawiciel ONTT Lashar Aloui, dyrektor marketingu biura Sun & Fun Wiesława Przybylska i tunezyjski przewodnik Abdul Khedimi.
Abdul jest licencjonowanym pilotem i przewodnikiem po Tunezji. Znakomicie mówi po polsku. Chociaż bowiem urodził się w Tunisie, połowę życia spędził w Polsce. Przyjechał na Śląsk w 1986 roku na studia. Najpierw skończył w Gliwicach Politechnikę Śląską, a później arabistykę w Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracował jako wykładowca w Politechnice Śląskiej. Ożenił się z Polką, mają dwoje dzieci – córkę i syna. Osiem lat temu przenieśli się do Tunisu. Abdul pracuje na zlecenia polskich biur podróży i Tunezyjskiego Urzędu ds. Turystyki.
Filip Frydrykiewicz: Na łamach Turystyki.rp.pl często publikujemy zapewnienia przedstawicieli tunezyjskich władz, że od czasu słynnych zamachów w 2015 roku, kraj ten zrobił wiele, aby uchronić się przed kolejnymi tragediami. Zabezpieczenia na granicy z Libią, drony, kamery, bramki bezpieczeństwa w hotelach i na lotniskach, nowe procedury, szkolenia pracowników, mających styczność z turystami... Czy jako człowiek, który na co działa na styku turysta – lotnisko – hotel możesz potwierdzić, że podniosła się jakość bezpieczeństwa?
Abdul Khedimi: Pozwolę sobie odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Jeździmy od tygodnia po Tunezji, byliśmy w Tunisie i na południu kraju. Jakie miałeś odczucia?
To dobre pytanie, sam sobie je przez ten czas zadawałem. Nie mam dużych doświadczeń. Byłem w Tunezji dwa lata temu, między zamachem w muzeum Bardo a zamachem na plaży i w hotelu w Susie. Jadąc tym razem wyobrażałem sobie, że zobaczę więcej policji na ulicach, na przykład jak w Londynie czy we Francji, z długą bronią, groźnie wyglądających. Ale nie zauważyłem różnicy. Owszem, stoją dwuosobowe patrole na niektórych rondach, przy szosach za miastem czy przy bramkach na autostrady, ale nie ma ich więcej niż pamiętam z poprzedniej wizyty.