Z ostatniego raportu wyszukiwarki ofert turystycznych Kayak wynika, że już 59 procent Polaków rezerwuje podróże przez internet, z czego 41 procent - w internetowych biurach podróży, a 28 procent bezpośrednio na stronie linii lotniczej lub hotelu.
Wizja największych koncernów technologicznych zakłada, że w przyszłości do podróży będziemy się przygotowywać w ogóle niepostrzeżenie, bo będą je za nas w dużej mierze planować cyfrowe mechanizmy bazujące na sztucznej inteligencji. – Używając urządzeń mobilnych, najczęściej w ruchu, już dziś chcemy, by same wiedziały, co lubimy, a czego nie i znały nasze zwyczaje –mówił dyrektor Google'a w naszej części Europy Artur Waliszewski, w czasie niedawnej konferencji Think Travel w Dubrowniku. Przyszłość według tego koncernu przypomina wizję roztoczoną przez Spike'a Jonze'a w filmie „Ona", gdzie życie organizują ludziom automatyczni asystenci mający jedynie głos. – W przyszłości będziemy też mogli przemawiać do użytkowników każdym językiem, dzięki czemu będziemy ich osobistymi tłumaczami – mówił Waliszewski.
Na razie Google skupia się na wprowadzeniu na rynek narzędzia o nazwie Google Destinations, które działa jak wirtualny touroperator dla użytkowników komórek i tabletów. Po wpisaniu w wyszukiwarkę nazwy celu podróży wraz ze słowem „destinations" lub „travel", mechanizm prowadzi przez kolejne etapy rezerwacji koniecznych do odbycia podróży usług (zakwaterowanie, lot), pomaga też podliczyć całkowity koszt wyjazdu, umożliwia wybór daty. Od marca Destinations działa tylko na urządzeniach mobilnych i tylko w USA, ale ambicje koncernu na USA się nie kończą. Model, w jakim działa, sprawia, że Destinations może w przyszłości spowodować w branży touroperatorów zawirowania porównywalne do tych, jakie wywołały Uber w branży taksówkarskiej czy Arbnb w hotelowej. - Już dziś 70 procent inspiracji do podróży dostarcza właśnie Internet – przekonywał Josko Mrndze, szef Google'a w regionie adriatyckim. Widać to także w badaniach Kayaka przeprowadzanych w Polsce. - Niegdyś popularne metody, takie jak odwiedziny w lokalnym oddziale biura podróży i telefon do infolinii są teraz stosowane przez mniej niż jedną piątą Polaków. Sugeruje to, że doświadczeni podróżnicy wolą wziąć sprawy w swoje ręce, szukając i porównując ceny samodzielnie, najchętniej na komputerze – twierdzi firma w swoim raporcie.
Turyści mobilni, przedsiębiorcy niekoniecznie
Nie przypadkiem Google skupia się przy Destinations na smartfonach, pomijając komputery stacjonarne i laptopy. Według Cisco w ubiegłym roku na świecie było już prawie 8 mld komórek, o 8 procent więcej niż rok wcześniej. W 2020 roku będzie ich już 11,6 mld (a ludzi: 7,8 mld) i coraz więcej ruchu w Internecie będzie pochodziło właśnie z takich urządzeń. Z danych Google'a wynika, że Polska jest w regionie drugim po Bułgarii krajem, w którym odsetek wyszukań w Internecie związanych z podróżami i turystyką realizowany z urządzeń mobilnych rośnie najszybciej. W ubiegłym roku wynosił 22 procent i był dwukrotnie wyższy niż rok wcześniej. Najwięcej wyszukań pochodziło z komórek i tabletów na Węgrzech (40 procent), i w Rumunii (33 procent).
I tu pojawiają się problemy. O ile bowiem użytkownicy, zwłaszcza młodsi, dość szybko „oswoili" wygodne komórki, nie da się tego powiedzieć o przyjmujących turystów miejscach. – W Chorwacji 15 procent bazy noclegowej stanowią hotele, 35 – campingi, a 50 procent – prywatne kwatery lub mniejsze punkty prowadzone przez rodziny. Ale tyko połowa z tych ostatnich w ogóle istnieje on-line – mówił Josko Mrndze. Odsetek miejsc, które mają własne responsywne strony mobilne (dostosowujące się automatycznie do potrzeb smartfona, gdy to z niego wchodzimy na taką witrynę) jest w tej grupie znikomy.