Największy w Europie tani przewoźnik wycofa część inwestycji z Wielkiej Brytanii, jeśli ten kraj postanowi wyjść z UE — zapowiedział prezes Michael O'Leary.
Irlandzka linia przewozi rocznie 40 ze 100 milionów podróżujących z i do Wielkiej Brytanii pasażerów. Największa z jej baz lotniczych mieści się w Stansted pod Londynem. Wśród podwalin sukcesu tego przewoźnika wymieniana jest liberalizacja przepisów lotniczych, jaka dokonała się 20 lat temu, i wynikające z niej ułatwienie w transporcie międzynarodowym.
- Po zamachach z 11 września i po każdym kryzysie Ryanair sprzedawał tańsze bilety, zajmowaliśmy się przewożeniem ludzi. Wynik referendum z 23 czerwca będzie mieć wpływ na obniżenie naszych cen przez 6 — 12 miesięcy, ale będziemy nadal wozić ludzi — stwierdził szef tej linii na spotkaniu z dziennikarzami. — Skutkiem na dalszą metę będzie jednak to, że zainwestujemy mniej w Wielkiej Brytanii. Z pewnością przeniesiemy część naszych brytyjskich inwestycji do innych krajów europejskich, bo chcemy kontynuować inwestycje w Unii Europejskiej — dodał.
Szef brytyjskiego działu transportu w konsorcjum KPMG James Stamps stwierdził, że jedną z konsekwencji ewentualnego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii będzie odpływ inwestycji w bazy i linie lotnicze na Wyspach, a Brytyjczycy będą musieli renegocjować porozumienia o handlu i ruchu bezwizowym. Unijne przepisy o swobodnym przemieszczaniu się ludzi za pracą dają tanim liniom większą elastyczność w przenoszeniu swych pracowników i samolotów.
O'Leary zauważa także, że Brexit może mieć ogramy wpływ na ceny samolotów. Dla Ryanaira będzie to okazją do renegocjowania umowy z Boeingiem, mimo że obecna trwa do 2023 roku.