Skreślonych zostało 520 rejsów. Jednak w odróżnieniu od wczorajszej sytuacji ruch na liniach międzykontynentalnych odbywa się zgodnie z rozkładem.
Strajk personelu pokładowego okazał się znacznie bardziej dotkliwy, niż wcześniej sądzono. W sobotę rano Lufthansa nie wykonywała praktycznie rejsów po Niemczech i do krajów Europy z Frankfurtu i Duesseldorfu. Wyjątkiem były niektóre połączenia między Frankfurtem i Monachium i trzy rejsy na londyńskie Heathrow. Z Duessledorfu odleciał w sobotę rano tylko jeden samolot - na nowojorskie lotnisko Newark.
Nadal normalnie latają samoloty z Monachium, ponieważ związkowcy postanowili nie komplikować wyjazdów dzieci i młodzieży z Bawarii na jesiennie ferie. Uznali też, że w niedzielę wrócą do pracy, bo wtedy ludzie podróżują przede wszystkim prywatnie. W poniedziałek znów zamierzają ponowić protest. Najdłuższy w historii strajk personelu pokładowego Lufthansy ma potrwać do przyszłego piątku.
Kierownictwo Lufthansy zapewnia, że robi wszystko, aby pasażerowie ucierpieli jak najmniej. Na stronie przewoźnika każdy klient może znaleźć informacje dotyczące jego rezerwacji.
Jak wyliczył Jochen Rothenbacher z agencji Equinet strajk kosztuje Lufthansę 20 mln euro dziennie. Związkowcy twierdzą jednak, że ich strajk jest „nieunikniony", ponieważ wyczerpały się możliwości negocjacyjne w sprawie warunków odchodzenia na wcześniejsze emerytury i płac. Związek zawodowy pracowników pokładowych UFO nie zgadza się na jakiekolwiek zmiany w obowiązującym systemie, zarząd twierdzi, że jest on zbyt kosztowny i powoduje, że przewoźnik w obliczu konkurencji z Ryanairem i EasyJetem ma zbyt wysokie koszty.