Przedstawiciele amerykańskiego przewoźnika uważają, że nie było ryzyka dla pozostałych pasażerów, ponieważ Liberyjczyk, który leciał do Stanów Zjednoczonych, był na zbyt wczesnym etapie choroby i nie mógł zarazić innych osób.

Dodają, że informacje o tym, że klienci United Airlnes znajdowali na pokładzie tych samych samolotów co zarażony, wysłano zaś z ostrożności. Pasażerom przekazano też na wszelki wypadek numery telefonów do rządowego Centów Kontroli i Zapobiegania Chorobom.

W Dallas w Teksasie ponad 100 osób poddano obserwacji, czy nie mają objawów eboli. Są to osoby, które miały bezpośredni albo pośredni kontakt z Liberyjczykiem. Czworo najbliższych członków jego rodziny dostało zakaz opuszczania mieszkania.

Tymczasem na jaw wyszła niekompetencja pracowników służby zdrowia, do których mężczyzna zgłosił się tydzień temu. Mimo że przyznał się pielęgniarce, że przyjechał z Liberii i zdradzał objawy eboli, przepisano mu antybiotyk i odesłano do domu. Mieszkanie, w którym przebywał do tej pory, nie zostało zdezynfekowane.