- W Egipcie są kłopoty z dostawami prądu, brakuje benzyny, rośnie bezrobocie, a władza nie ma na to żadnego lekarstwa - tłumaczył w Polskim Radiu były polski ambasador w Kairze Grzegorz Dziemidowicz.

Siły zbrojne Egiptu wystąpiły w poniedziałek z faktycznym ultimatum pod adresem konfrontowanego z masowymi protestami społecznymi prezydenta Mohameda Mursiego, żądając, by politycy w ciągu 48 godzin uzgodnili plan przezwyciężenia kryzysu.

W nadanym przez państwową telewizję oświadczeniu minister obrony Egiptu, generał Abd el-Fatah Said es-Sisi, zaznaczył, że kraj znalazł się w niebezpieczeństwie po tym, jak miliony Egipcjan wyszły na ulice, żądając ustąpienia Mursiego, a główna siedziba rządzącego islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego została zdemolowana. Zdaniem Sisiego w tej sytuacji niezbędne jest rozszerzenie politycznej bazy rządu.

Urząd prezydenta Egiptu Mohammeda Mursiego odrzucił we wtorek nad ranem ultimatum armii by politycy uzgodnili plan przezwyciężenia obecnego kryzysu. Podkreślono, że oświadczenie armii nie było konsultowane i zawiera elementy "mogące wywołać zamieszanie". Prezydent zamierza kontynuować swój własny plan zmierzający do pojednania narodowego. "Urząd prezydenta potwierdza, że postępuje zaplanowaną wcześniej drogą zmierzającą do wszechstronnego pojednania narodowego...niezależnie od jakichkolwiek oświadczeń, które pogłębiają podziały między obywatelami" - głosi oświadczenie.

W proteście przeciwko obecnej sytuacji do dymisji podało się czterech ministrów egipskiego rządu: spraw zagranicznych, komunikacji, sprawiedliwości, środowiska i turystyki. Sam Mohammed Mursi zapewnił, że nie ma zamiaru ustępować.