Z pracy odejdzie łącznie 600 osób – z czego 340 osób to personel naziemny. Pozostali to piloci (105 osób), personel pokładowy (122 osoby) i pracownicy oddziałów zagranicznych (33 osoby). Obecnie w LOT jest zatrudnionych, w zależności od źródła podającego tę informację, od 2070 do 2300 osób.
Projekt naprawczy w firmie rozpocznie się od programu dobrowolnych odejść – pracownicy niezależnie od wieku i stażu w firmie będą mogli wybrać tę możliwość do końca stycznia 2013 r. Dopiero potem rozpoczną się zwolnienia grupowe. Firma liczy, że cały program zmniejszy jej koszty o co najmniej 300 mln zł. Niewykluczone jednak, że trzeba będzie ściąć wydatki nawet o 600 mln złotych.
Mniej lotów i strajków
Zmniejszona ma być również liczba połączeń. Niezbyt pojemne embraery 170 oraz wysłużone boeingi 737 zostaną oddane leasingodawcy. Plan przygotowany jeszcze przez zarząd pod kierownictwem Marcina Piróga przewidywał również wydzielenie w oddzielną spółkę personelu pokładowego (zarząd chciał pozbyć się kłopotów ze strajkującymi stewardesami) i być może działu sprzedaży.
W sukces takiego programu wątpi szef LOT-owskiej „Solidarności" Stefan Malczewski. Jego zdaniem płace w LOT są bardzo niskie, a redukcja etatów oznaczać będzie wyższe koszty w 2013 r. Na dodatek państwowa pomoc ma formę pożyczki, którą firma i tak będzie musiała spłacić.
Nie będzie to najostrzejsza restrukturyzacja w Europie. W SAS, który kilka tygodni temu otarł się o bankructwo, ma być zwolnione około 40 procent załogi. W Austrian Airlines pracę straciło tylko około 5 procent zatrudnionych, ale za to miało tam miejsce radykalne obniżenie płac oraz ograniczenie programu emerytalnego. Na podobne cięcie zdecydowała się ostatnio Lufthansa, której pieniądze, samoloty i personel zasilą istniejące już Germanwings. W obydwóch liniach zasada była taka: albo przyjmujesz gorszą ofertę, albo żegnasz się z firmą.