Do 20 maja do Tunezji przyjechało 2,3 miliona osób, czyli o 21,8 procent więcej niż w zeszłym roku o tej porze i o 5,7 procent więcej niż w 2010 roku. Ten ostatni rok jest punktem odniesienia dla turystyki, bo dotyczy ostatniego sezonu przed rewolucją, która zmieniła ustrój kraju. W pierwszych pięciu miesiącach roku przychody z turystyki wyniosły 358,6 miliona dolarów (31,8 procent więcej niż rok wcześniej).
Minister turystyki Selma Elloumi Rekik uważa, że w tym roku sytuacja branży poprawi się znacząco, już teraz hotele na Dżerbie, w Hammamecie, Susie i Mahdii są pełne. Nadal bardzo ważnymi rynkami źródłowymi dla kraju są Francja (zmiana o 45 procent na plus rok do roku), Niemcy (42,4 procent wzrostu) i Algieria (17,4 procent wzrostu). Największą dynamikę wzrostów widać jednak w wypadku Chin - 56,9 procent i Rosjan - 46,4 procent.
Dlatego ministerstwo szacuje, że liczba gości przekroczy 8 milionów. - Turyści wracają, bo dziś nasz kraj jest tak samo bezpieczny jak każde europejskie miasto – podkreśla Rekik.
Lepsze wyniki tunezyjska branża zawdzięcza przywróceniu kierunku do programów przez brytyjski oddział Thomasa Cooka i francuski TUI, które zrezygnowały z organizowania wyjazdód do Tunecji po zamachu w Susie w 2015 roku.