Postępy epidemii tzw. koronawirusa są najistotniejszym czynnikiem, od którego zależy sytuacja w turystyce wyjazdowej. Ma on również dużą siłę oddziaływania na ogólną koniunkturę gospodarczą w wielu rejonach świata, co także wpłynie na przyszłość branży turystycznej – pisze prezes Instytutu Badań Rynku Turystycznego Traveldata Andrzej Betlej w najnowszym, cotygodniowym, materiale oceniającym sytuację w turystyce wyjazdowej.
CZYTAJ TEŻ: Betlej: Ożywienie w biurach podróży wróci przed latem
Wyraźnym tego potwierdzeniem są gwałtowne spadki większości najważniejszych światowych indeksów giełdowych w skali niewidzianej od czasu kryzysu ekonomicznego z 2008 roku. Spółki z szeroko pojętej turystyki przeżyły wręcz swoiste tsunami. Duże spadki ich notowań mogą oznaczać, że rynki finansowe, albo przewidują bardzo duże pogorszenie się koniunktury w turystyce, albo nie potrafią z „dostatecznym przekonaniem ocenić wpływu na nią wydarzeń związanych z koronawirusem i na razie asekuracyjnie podążają za samonapędzającym się trendem”.
W mediach – pisze ekspert – pojawia się wiele różnorodnych, często sprzecznych, opinii i scenariuszy odnośnie przewidywanego rozwoju sytuacji gospodarczej, zarówno na szczeblu globalnym, jak i bardziej lokalnym. Nie brakuje też komentarzy dotyczących branży turystycznej i jej perspektyw w nowych i znacząco zmienionych warunkach. A pytanie o wpływ sytuacji na koniunkturę i sprzedaż imprez turystycznych mocno zyskało na znaczeniu w ostatni weekend, kiedy to istotnie wzrosła liczba zachorowań w niektórych krajach europejskich, w tym zwłaszcza we Włoszech.
Bać się, czy nie bać?
Rozrzut opinii w kwestii rozwoju epidemii jest bardzo znaczny – od uspokajających, że sytuacja jest mniej więcej pod kontrolą, a służby medyczne dobrze przygotowane, do wieszczących prawdopodobieństwo pandemii z możliwością zakażenia nawet kilkudziesięciu procent światowej populacji, co przy dzisiejszej proporcjach umieralności oznaczałoby liczbę śmiertelnych ofiar na poziomie nawet 100 milionów – relacjonuje autor.