Wracając do pytania, miejsc zupełnie nieodkrytych jest mnóstwo, a dla Itaki wprowadzanie ich na rynek jest bardzo ekscytujące. Cieszy nas świadomość, że gdyby nie my, pewnych ofert na rynku by nie było. Proszę pamiętać, że jako społeczeństwo zaczęliśmy podróżować na dużą skalę w połowie lat 90., więc jesteśmy stosunkowo młodymi turystami, ale już teraz sporo ludzi wie, że słynne all inclusive to nie zawsze najlepszy wybór. Co więcej, takie rozwiązanie często wiąże się z wieloma ograniczeniami, bo na końcu gość tak naprawdę dostaje to, co chce mu dać hotelarz. Wyjątkiem są obiekty, w których rzeczywiście z przyjemnością korzysta się z oferty.
Myślę, że z czasem zainteresowanie formułą all inclusive będzie w Polsce malało, bo te pakiety nastawione są na ilość, a nie na jakość. Żebyśmy mogli poznawać kraje od kuchni, a w biurze podróży zamawiać tylko nocleg ze śniadaniem, musi wzrosnąć siła nabywcza Polaków. Ona rośnie, ale powoli.
„30 lat i jeszcze tyle do odkrycia” to slogan Itaki. Docieracie już do 113 krajów. Co jeszcze można odkryć?
Myślę, że przed Polakami jeszcze wiele do odkrycia. Na razie Polacy dobrze znają wybrzeże Morza Śródziemnego, Czerwonego i Czarnego. Z kierunków egzotycznych w ofercie czarterowej sprzedawane są przede wszystkim Kuba, częściowo Tajlandia i Zanzibar. Komercyjnie Polacy przejechali jakieś trzydzieści krajów, a jest ich na świecie ponad dwieście. Oczywiście miejsca, w których toczą się konflikty zbrojne są w naturalny sposób wyłączone z podróżowania, ale nadal olbrzymi potencjał tkwi w Azji, Afryce i Ameryce Południowej, a nawet w Europie. Przykładem może być Albania, która nagle bardzo zyskała na popularności.
Pańskie ulubione miejsce na świecie?
Kocham Kostarykę, ale kraj, który nigdy się nie nudzi, to Chile. Urzeka mnie tamtejsza kultura, gościnność ludzi, przyroda, różnorodność terenu. Mamy tam Patagonię z lodowcami i rzekami do raftingu, Ziemię Ognistą, miasta takie jak Santiago czy Valparaiso. Nie znam innego portowo-dekadenckiego miasta z tak bogatą ofertą kulturalną jak Valparaiso.
W Chile co dwieście kilometrów zmienia się krajobraz, a ma ono pięć tysięcy kilometrów długości. Jeżdżę tam co roku. W Ameryce Południowej bardzo lubię też Kolumbię, w czarnej Afryce Tanzanię, RPA, Zimbabwe, Zambię, Namibię i Madagaskar.
W Azji perełką jest Iran, ale sankcje amerykańskie utrudniają latanie tam. Duży potencjał tkwi też w Birmie, Laosie, Kambodży, Indonezji i Filipinach. Trudniej wskazywać na Australię i Nową Zelandię, bo przeszkodą jest odległość.
Czy to są miejsca, które chciałby pan wprowadzić do oferty Itaki?
Jeśli chodzi o Afrykę i Azję tak, Ameryka Południowa leży trochę za daleko, żeby rozwijać tam turystykę masową z Polski. Ale proszę pamiętać, że większość naszych rodaków wypoczywa głównie w Grecji, Turcji i Egipcie, przed nimi jeszcze wiele do odkrycia w basenie Morza Śródziemnego, choćby w Hiszpanii, czy w Portugalii.
Te fascynujące, naturalne miejsca, które pan wymienia, są odległe od Polski. Polacy zobaczyli już to, co w zasięgu krótkiego lotu samolotem, teraz powinni oszczędzać na dalekie podróże?
Wszystkie materialne rzeczy, w tym samochód, którym jeszcze przed chwilą mogliśmy komuś zaimponować, starzeją się, stają niemodne, tracą wartość. Na podróże warto wydać każde pieniądze, bo to jest coś, co zostaje w nas na zawsze.
Rozmawiał Filip Frydrykiewicz
Rozmowa ukazała się w dodatku do „Rzeczpospolitej” pt. „ITAKA, 30 lat i jeszcze tyle do odkrycia”, wydanym 17 czerwca tego roku z okazji obchodzonego przez Itakę 30-lecia działalności.