Psucie rynku
Semir Hamouda, dyrektor zarządzający Blue Style, biura będącego właścicielem marki Sun&Fun, także potwierdza, że musiał wprowadzić korekty do programu. – W czerwcu zmniejszyliśmy trochę nasze bloki na różnych kierunkach, ale nie kasowaliśmy całych rejsów. Raczej przesuwaliśmy start programu o kilka dni. Jeśli mamy sprzedawać oferty za 500 – 600 złotych, to wolimy je anulować. Po pierwsze to pewna strata, po drugie w ten sposób psuje się rynek, bo klienci przyzwyczają się do bardzo niskich cen – mówi. Dodaje, że ma nadzieję na lepszy lipiec i sierpień.
Powodem braku zainteresowania klientów wycieczkami może być świetna przedsprzedaż Lata 2018, choć w wypadku Sun&Funa w ramach wczesnej rezerwacji sprzedane zostało około 50 procent programu. Zdaniem Semira Hamoudy obecnie na rynku jest za dużo miejsc do Turcji i do Grecji, a nadpodaż przy tych krajach odbija się negatywnie na innych kierunkach. – Trudno sprzedać Bułgarię za 1200 czy 1300 złotych, co i tak jest przecież niską ceną, jeśli konkurencja oferuje Grecję za 500 złotych – tłumaczy.
Zapytany, czy wypadnięcie dwóch samolotów Small Planet można uznać za szczęśliwy zbieg okoliczności, mówi że nie zgadza się z tą tezą. – Dla touroperatora to poważny problem, bo po pierwsze zakontraktował miejsca w hotelach pod określone bloki w samolotach, po drugie mógł taką ofertę już mieć sprzedaną. Brak samolotu oznacza, że trzeba szukać alternatywnego połączenia, aby zrealizować umowę, a znaleźć wylot innymi liniami w tym samym dniu, z tego samego lotniska i jeszcze mniej więcej o tej samej porze jest bardzo trudno – wyjaśnia. Dlatego, jak podkreśla, trzyma kciuki za Small Planet, by poprawił swoją sytuację.
Pusty klient
– Kiedy obserwuję co się dzieje w tym roku na rynku przypomina mi się sytuacja sprzed dziesięciu lat, sprzed kryzysu, który się zaczął w 2008 roku – ocenia prezes Rainbow Grzegorz Baszczyński. – Wtedy też biura podróży wyspecjalizowane w jednym kierunku, Egipcie lub Tunezji (Oasis Tours, Selectours, Exim Tours, Sun & Fun, Alfa Star), zalały rynek tanimi wyjazdami do tych krajów. Bili się o klienta za te 800 – 1000 złotych, z którego nie ma żadnej korzyści, bo przy tych cenach nie tylko się nie zarabia, ale wręcz ponosi się straty. To nie jest też strategia na zdobywanie klientów na przyszłość, bo kiedy tak nisko budżetowy klient zobaczy w następnym roku cenę 1600 złotych za ten sam produkt, prędzej wróci na swoją działkę niż ponownie pojedzie z biurem. Moim zdaniem dzisiaj też mamy bitwę o klienta, który do tego rynku nie należy. Skorzysta z wyjazdu tylko kiedy będzie on tak tani, że dla touroperatora nieopłacalny. To jest pusty klient, wirtualny, nie ma dla nas żadnej wartości. Przy czym nie mówię o klientach, nazwijmy ich umownie 500+, którzy też nie dysponują dużym budżetem, ale jednak można na nich liczyć co roku i cena 1600 złotych jest w ich zasięgu.
Andrzej Kobielski, członek zarządu czarterowej linii lotniczej Enter Air i jej dyrektor handlowy zapewnia, że jego firma nie odwołuje żadnych lotów, a touroperatorzy nie zmniejszają u niej bloków miejsc. Potwierdza jednak, że na rynku jest nadpodaż. – W zeszłym roku, kiedy ogromną popularnością cieszyła się Grecja, niektórzy touroperatorzy nie nadążali za popytem. Nawet, jeśli mogliby dokupić miejsca w samolotach, nie byli w stanie znaleźć wolnych pokojów hotelowych. To spowodowało, że na ten sezon zamówili ich więcej. Jednak powrót Egiptu i Turcji spowodował, że zainteresowanie klientów wakacjami w Grecji nie rośnie tak jak przewidywały biura podróży, stąd tyle ofert – analizuje Kobielski.
Jego zdaniem rynek czarterowy urośnie w tym roku w Polsce o kilkanaście procent, choć na razie jest za wcześnie, by przewidzieć, czy wartość ta będzie bliższa 11, czy 19 procentom. Tymczasem przewoźnicy zwiększyli liczbę miejsc o około 20 procent – dotyczy to zarówno Enter Aira, jak i Small Planet Airlines. Zmiany ilościowej nie widać w Travel Service, trzeba pamiętać, że na rynku pojawił się czwarty duży gracz, linia Rynair Sun, która oferowała miejsca w dobrych cenach.