Utrata rosyjskich i ukraińskich turystów to dla Cypru duże uderzenie. Kraj musi pozyskać innych gości, żeby zasypać dziurę, jaka właśnie powstała. Zdaniem Savvasa Perdiosa, ministra turystyki Cypru, w tym roku nie ma co liczyć na powrót turystyki do sytuacji sprzed pandemii. W 2019 roku przyjechały na wyspę 4 miliony gości, w tym co piąty z Rosji lub Ukrainy. W tym sezonie celem będzie pozyskanie takiej samej liczby jak w zeszłym roku, czyli niecałych 2 milionów - donosi tamtejszy portal "Cyprus Mail".
- Działamy teraz w sytuacji najgorszego scenariusza, który zakłada, że w tym roku nie przyjadą żadni turyści (z Rosji), nawet jeśli wojna skończyłaby się jutro - mówił minister w czasie swojego wystąpienia w parlamencie pod koniec marca. - Nikt nie wie, jak długo sankcje będą się utrzymywać i czy Rosjanie będą mogli podróżować wobec spadku wartości ich waluty.
Czytaj więcej
Po pandemii Cypr będzie zupełnie innym krajem. Czas, kiedy definiowały go wyłącznie słońce, plaża i morze, minął bezpowrotnie. Weszliśmy w erę promowania wszystkiego, co mamy: wiosek w górach, pieszych szlaków, rękodzieła, wina - mówi minister turystyki tego kraju Savvas Perdios.
Perdios uważa, że szanse na pozyskanie tylu gości co przed rokiem są realne, a to dzięki promocji, w jaką zainwestował kraj na takich rynkach jak Niemcy, Izrael, Polska, Austria, Szwajcaria, Włochy, Francja, Szwecja i Węgry.
- Dzięki pracy wykonanej w ostatnich latach nasza oferta jest odporniejsza na kryzysy, a sposób postrzegania Cypru się zmienił - twierdzi i wyjaśnia, że teraz kraj pozyskuje gości, którzy są skłonni wydać więcej pieniędzy. Dlatego uważa, że pozostałe rynki mogą wyrównać straty, jakie powstaną z powodu braku 800 tysięcy gości z Rosji i Ukrainy.