Alpy, narty i karabin
Niekiedy autorzy plakatów świadomie przekraczali granice reklamy. Nie zależało im wyłącznie na tworzeniu idyllicznych obrazków mających zwabić turystów do alpejskich kurortów, ale chodziło o coś innego – o werbunek czy agitację. Kiedy podczas II wojny światowej w Europie szalał brunatny terror, Szwajcaria, mimo że neutralna, także czuła się zagrożona. Helweci zastanawiali się, czy i jak zostaną zaatakowani. Zimą 1940 i 1941 roku około 500 szwajcarskich rodzin wysłało swoich synów (tylko synów, córki zostały w domu) do Pontresiny w Gryzonii na pierwszy w historii państwowy Skilager. Nie chodziło jednak o zwykły obóz narciarski i wspólne rozrywki na śniegu. Prawdziwe intencje organizatorów oddaje plakat z 1940 roku autorstwa Hansa Thöniego. W dolnej części widzimy grupę młodocianych narciarzy w kolorowych swetrach, w górnej – dwie olbrzymie postaci żołnierzy w maskujących białych strojach, z kijami narciarskimi w rękach i z karabinami szturmowymi na plecach. W tle – Alpy. Zdrowa młodzież będzie zdolna do obrony ojczyzny dzięki uprawianiu sportów zimowych – taki był wydźwięk tego plakatu.
Chmura nad jeziorem
Tytuł wystawy kuratorzy zaczerpnęli z plakatu zamówionego przez Schweiz Tourismus w 1945 roku, tuż po zakończeniu wojny. Jego autorem był popularny i bardzo wszechstronny szwajcarski artysta Hans Erni (1909-2015), malarz, grafik, rzeźbiarz i projektant, znany z lewicowych przekonań politycznych. Plakat Erniego wyraźnie odnosi się do konkretnego momentu historycznego. Skały wąwozu, czarny kamień na plaży, chmura wisząca nad jeziorem symbolizują ponure lata wojny. W tle majaczy jednak piękny, świetlisty krajobraz górski – nadzieja na pokój i lepszą przyszłość. A także sugestia, że Szwajcaria może dać chwile wytchnienia zmęczonej Europie.
Jest też inny plakat z hasłem „Macht Ferien”, autorstwa Pierre’a Gauchata, z 1940 roku – ukazuje obładowanego walizkami szwajcarskiego robotnika udającego się na wakacje. – Dopiero w końcu lat trzydziestych prawo do urlopu zostało w Szwajcarii wpisane do umów o pracę – wyjaśnia Richter.
Podróż czerwonej kuli
Dodatkową atrakcją wystawy jest „Switzerball”, instalacja elektromechaniczna Charlesa Morgana, szwajcarsko-brytyjskiego artysty z Londynu. Rzecz trochę z ducha Jeana Tinguely’ego, zafascynowanego ruchem i mechanizmami autora kinetycznych rzeźb.
„Switzerball” przypomina gigantyczny automat do gier. Co pewien czas czerwona metalowa kula zaczyna z hukiem toczyć się po prowadnicy. Wędruje przez Szwajcarię utkaną z klisz i stereotypów. Miota się w górę i w dół, mijając po drodze „wszystko, co szwajcarskie”: szarotkę, krowie dzwonki, żółty autobus pocztowy, przebite strzałą jabłko Wilhelma Tella, zamek w Chillon, parostatek na Jeziorze Genewskim, krążek sera, zestaw do fondue, dworzec kolejowy, tunele, Matterhorn.
Dziełko hałaśliwe, ale w sumie dość zabawne i nieco ironiczne. – To my, turyści i zwiedzający wystawę – twierdzi Christian Brändle – jesteśmy tą czerwoną kulą.