Niedziela. Jest godzina 15.30 kiedy na Martwej Wiśle od strony Zatoki Gdańskiej pokazuje się... rufa statku. Ku zdziwieniu oczekujących na nabrzeżu, wycieczkowiec wpływa do portu tyłem. Na kilku piętrach jego pokładów widać sylwetki pasażerów, przyglądających się z zainteresowaniem manewrowi. Z Niemiec przypłynęło na Ocean Majesty prawie 500 turystów. Maksymalnie na statku mieści się 620 gości.
Kiedy jednostka jest już na wysokości pomnika na Westerplatte, załoga rzuca liny, a pracownicy portu zaczepiają je o żółte słupki. Po chwili liny napinają się trzeszcząc i statek staje unieruchomiony.
Na jego pasażerów czeka na nabrzeżu dziewięć autokarów, podjeżdżają też taksówki. Zanim jednak goście wysiądą, na nabrzeże wychodzi kilku członków załogi i przygotowuje teren – rozwijają czerwony chodnik, stawiają składany biały dach, ustawiają reklamowe chorągiewki, a na koniec wynoszą nawet donice z zielonymi roślinami o kształcie tuj. Teraz kolej na pasażerów – turyści sprawnie wysiadają i zajmują miejsca w autokarach. Ruszają na zwiedzanie Gdańska. W programie mają też koncert organowy w katedrze w Oliwie. Wrócą dopiero wieczorem.
Drinki z widokiem
Na pokład zaprasza nas teraz Panos Adonelos, dyrektor odpowiedzialny za obsługę gości na Ocean Majesty. Do pomocy bierze Natalię, Ukrainkę mówiącą nieco po polsku. Natalia na statku nadzoruje wszystkie bary.
Po krótkiej naradzie postanawiamy oglądać wszystko od góry. Wewnętrznymi schodami pokonujemy więc kilka pięter aż docieramy do obszernego baru na szczycie. Miękkie fotele i oszklone ściany i wielki świetlik w suficie, zachęcają, by siedzieć tu i sącząc beztrosko drinki podziwiać widoki. – To miejsce jest bardzo lubiane przez gości statku. Bar jest prawie zawsze pełny, szczególnie wieczorami – zdradza Natalia.