23 października 2011 roku, trzy dni po schwytaniu i zabiciu Kadafiego, tymczasowe władze oficjalnie proklamowały wyzwolenie państwa z trwającej 42 lata dyktatury. Uroczystość odbyła się w Bengazi, drugim co do wielkości libijskim mieście i kolebce rewolucji, która wybuchła osiem miesięcy wcześniej.
Obecne władze nie ogłosiły planów obchodów rocznicy wyzwolenia kraju, choć dzień ten jest w Libii wolny od pracy. W kontekście trwających od wielu dni krwawych walk między siłami rządowymi a rywalizującymi ze sobą ugrupowaniami zbrojnymi brak planów nie powinien nikogo dziwić.
Tęsknota za reżimem
- Gdy ogłosiliśmy wyzwolenie kraju, naszą ambicją było stanie się - dzięki dochodom ze sprzedaży ropy - nowym Dubajem. Dzisiaj boimy się somalijskiego lub irackiego scenariusza - ubolewa 39-letni nauczyciel Mohamed al-Kargali, który brał udział w rewolcie z 2011 roku.
Niektórzy Libijczycy przyznają nawet, że tęsknią za przeszłością i czasami Kadafiego. - Konflikty regionalne, ideologiczne czy plemienne są gorsze od rządów dyktatorskich - ocenia lekarz z Bengazi Salah Mahmud Al-Akuri. - Pewna liczba Libijczyków marzy o dawnym reżimie, mimo nienawiści, którą odczuwali wobec Kadafiego - dodaje.
Zamieszki krwawe jak rewolucja
- Choć konflikt z 2011 roku kosztował życie tysięcy Libijczyków, postrewolucyjne starcia są równie krwawe - podkreśla ekspert wojskowy Suleiman al-Baraassi. Jego zdaniem powodem pogorszenia się bezpieczeństwa jest panująca w kraju bezkarność.