Stowarzyszenie oceniało przemysł międzynarodowych spotkań na całym świecie w 2011 roku. Wcześniej, bo w maju, doceniło nas International Congress and Convention Association (ICCA), które w swoim rankingu awansowało Polskę na miejsce 21. z pozycji 32. w klasyfikacji za rok 2010.
Zdaniem samych przedsiębiorców dobra pozycja Polski to efekt atrakcyjności naszej gospodarki. – Polska coraz mocniej zaznacza swoją obecność w świadomości międzynarodowego biznesu. Zostaliśmy dostrzeżeni jako zielona wyspa Europy, a światowe koncerny chętnie lokują u nas swoje inwestycje – twierdzi Jacek Levernes, członek zarządu HP Europa.
Szczególnie dużym powodzeniem polski biznes konferencyjny cieszy się w sektorze nowoczesnych usług. We wrześniu w Sopocie odbędzie się już trzeci raz konferencja ABSL (Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych), najważniejsze wydarzenie branży w Europie Środkowo-Wschodniej. – Polska leży między Zachodem a Eurazją. To uprzywilejowana pozycja ogniwa łączącego zachodnich klientów z tańszymi ośrodkami w Indiach, Chinach czy na Filipinach – tłumaczy Krystian Bestry, dyrektor zarządzający Infosys BPO Europe.
Na organizowaniu międzynarodowych konferencji i eventów Polska może nieźle zarabiać. Według firmy doradczej Horwath HTL, przeciętny uczestnik międzynarodowego kongresu wydaje około 600 dolarów. Z tej kwoty do właściciela centrum kongresowego trafia tylko 10 – 15 procent. Reszta pieniędzy rozchodzi się w otoczeniu – wydawana jest na hotele, restauracje, taksówki, katering, pamiątki itd. – Pamiętajmy, że część osób uczestniczących w takich spotkaniach decyduje się później na powrót do tego samego miejsca, ale już w charakterze turysty – mówi Janusz Mitulski, partner w Horwath HTL.
Rangę konferencyjnego biznesu dostrzegły już samorządy. W przyszłym i następnym roku tylko w czterech miastach (Katowice, Kraków, Kielce i Wrocław) zostaną otwarte nowe obiekty konferencyjne, których wartość sięga 1,2 mld zł, a liczba miejsc przekracza 30 tysięcy.