W radzie nadzorczej tureckiej linii pojawiły się głosy, że dla Turkisha byłoby lepiej, gdyby zdecydował się na rozwój organiczny, bez przejmowania innych linii – dowiedziała się „Rzeczpospolita". Zwolennikami tej transakcji jest jednak przewodniczący rady Hamdi Topcu oraz szef linii Temel Kotil.
I nie zmienia tego fakt, że dla prezesa Kotila wzorem do naśladowania są dubajskie linie Emirates, które wprawdzie miały jedno doświadczenie z przejęciem innej linii – Air Lanka, ale okazało się ono nieudane. Dubajczycy sprzedali lankijską linię i wrócili do starej sprawdzonej metody rozwoju.
W ubiegłym tygodniu w Ankarze doszło do spotkania kierownictwa Turkish Airlines i LOT-u. Linie są w tym samym sojuszu – Star Alliance i ze sobą współpracują, ale wiadomo, że w ewentualnym przejęciu polskiego przewoźnika przez Turkisha jest podstawowa trudność – unijne prawo nie pozwala przejmować ponad 50 proc. linii z Unii Europejskiej przez firmę spoza niej. A Turcy chcieliby mieć kontrolę nad LOT-em.
Jest też druga przeszkoda – ustawa o LOT, która także ogranicza do 49 proc. wielkość sprzedawanego pakietu naszego przewoźnika. Ale ta bariera wydaje się do przezwyciężenia.
Zdaniem analityków, którzy brali udział w konferencji Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) na początku tego tygodnia w Warszawie, każda zwłoka przy sprzedaży LOT-u jest dla polskiego przewoźnika korzystna. Poprawiają się bowiem wyniki, ostatecznie w listopadzie ma przylecieć pierwszy dreamliner, 29 maja odbędzie się pierwszy rejs do Pekinu. To wszystko spowoduje, że atrakcyjność spółki wzrośnie.