Strajk miał być organizowany przez Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL), który zrzesza ponad 600 osób. Związkowcy domagali się wzrostu wynagrodzeń. Protest miał się odbyć w godz. 6.30 - 8.30.
Cztery godziny trwały negocjacje ostatniej szansy między zarządem LOT a związkowcami. Ostatecznie strony doszły do porozumienia po południu. - Budżet jest zwiększony. Negocjacje będą trwały, ale o sam podział tej kwoty. Prosiliśmy o dodatkowe 2 mln złotych. Zostały one przez zarząd położone na stole dla wszystkich związków. Mając na względzie dobro firmy, strajk odwołaliśmy - wyjaśnił szef ZZPPiL.
- LOT chcąc zachować się odpowiedzialne wobec pasażerów już wcześniej zdecydował się na odwołanie porannych rejsów na trasach Wrocław-Warszawa-Wrocław, Kraków-Warszawa-Kraków, Katowice-Warszawa-Katowice i Warszawa-Budapeszt-Warszawa - powiedział „Rzeczpospolitej" Adrian Kubicki, p.o. rzecznik prasowy LOT-u. Wszystkim pasażerom,którzy mieli wykupione bilety na te rejsy zmieniono rezerwację na kolejne połączenia. Związkowcy, którzy w ostatnich dniach bardzo zaostrzyli stanowisko uznali, że powinni otrzymać w przyszłym roku podwyżkę, która według ich wyliczeń kosztowałaby spółkę 6 mln złotych. Kiedy zarząd zaproponował 4 mln złotych, ogłosili strajk. Uznali, że zarząd stać na ustępstwa, na dorzucenie 2 mln złotych.
Tak mogło być jeszcze na wiosnę, chociaż było oczywiste, że bankructwo Eurolotu mocno zaważy na finansach LOT-u. Potem przyszedł jeszcze nakaz Komisji Europejskiej zamknięcia kolejnych połączeń, doszło też do wyraźnego umocnienia dolara i ze 140 mln złotych zysku operacyjnego na koniec roku wyszło zero.
Związkowcy nieoficjalnie przyznawali w ostatnich dniach, że nie spodziewali się tak negatywnego odbioru zapowiedzi ich protestu przez media i podróżujących. Ich zdaniem do ich firmy też powinna dotrzeć „dobra zmiana".