Program osłonowy obiecuje też gwarancje kredytowe i łatwiejszy dostęp do kredytów obrotowych.
Mamy pootwierane linie kredytowe, z których dotąd nie korzystaliśmy. Jest wielce prawdopodobne, że teraz będą nam niezbędne. Dlatego istotne jest, żeby nie zmieniły się ich warunki.
Czy Itaka zaczęła już jakieś działania oszczędnościowe?
Na razie w niewielkim zakresie, nie mieliśmy nawet czasu o tym pomyśleć, bo byliśmy zajęci organizowaniem powrotu klientów. To pochłaniało nam gros czasu i energii. Dodatkowo byłem zaangażowany w formułowanie postulatów branży turystycznej w ramach zespołu antykryzysowego przy Ministerstwie Rozwoju.
Zawiesiliśmy kampanie marketingowe. Po trzech konferencjach, podczas których prezentowaliśmy sprzedawcom naszą ofertę na zimę 2020/2021, zawiesiliśmy też spotkania w kolejnych miastach. Część pracowników poszła na urlopy zaległe lub tegoroczne, ale to nie były masowe ruchy.
Co do zwolnień – na razie nie podejmujemy żadnych radykalnych kroków, bo czekamy na rozstrzygnięcia specustawy, od niej wiele zależy.
Nie chcielibyśmy podejmować drastycznych decyzji, ale trzeba też pamiętać, że teraz do obsłużenia mniejszej liczby klientów nie będziemy potrzebować tak dużej liczby pracowników. Mamy czas do końca miesiąca i czekamy co przyniesie ustawa. Nikt jednak nie wie, o ile rynek będzie zredukowany w obliczu koronawirusa.
W tym roku Itaka miała otworzyć nową siedzibę w Opolu, remontujecie zabytkowy budynek. Czy ta inwestycja jest zagrożona?
Toczą się prace rozbiórkowo-adaptacyjne, które już są bardzo zaawansowane, trudno je będzie w ogóle zatrzymać. Jeśli nas sytuacja zmusi, być może zwolnimy ich tempo.
O swoje małe biznesy drżą też agenci turystyczni, współpracujący z touroperatorami.
Powiem tak – różnimy się tylko skalą problemu. Brak klientów powoduje brak prowizji u agenta, a brak prowizji powoduje kłopoty z utrzymaniem działalności firmy. Wszyscy mamy ten sam kłopot. My dostaliśmy za pośrednictwem agentów pieniądze od klientów i je zainwestowaliśmy, a agenci dostali zaliczki na poczet prowizji za sprzedane wyjazdy. Ale to nie były duże sumy, bo większa część prowizji przychodzi wtedy, kiedy klienci dopłacają zasadniczą część kosztu imprezy. Agenci pozyskali klientów, obsłużyli ich, a teraz czekają na wynagrodzenie, które też się oddala.
Pozostaje nam współpraca, budowanie relacji z klientem i tłumaczenie mu, jaka jest sytuacja. Wszyscy mamy ten sam problem, nie ma wygranych i przegranych. Jeśli sobie pomożemy, touroperator zorganizuje wakacje, klient na nie pojedzie, a agent dostanie pieniądze.
Czy w wyniku epidemii będą upadać słabsze biura podróży?
Nie umiem na to odpowiedzieć. Myślę, że nikt w tej chwili nie przewidzi ostatecznie, ile potrwa pandemia i jakie będą jej skutki, a potem otrząsanie się z szoku i powrót do normalności. I jak sytuacja się potoczy w krajach, do których Polacy dotąd najchętniej wyjeżdżali.
Obawiam się też o kondycję ekonomiczną Polaków po kryzysie gospodarczym. Jest bowiem mało branż, które mogą powiedzieć „kryzys nas nie dotyczy”.
Prezes TUI Poland Marcin Dymnicki w rozmowie z „Wiadomościami Turystycznymi” szacuje, że rynek turystki wyjazdowej straci 40 procent przychodów, licząc rok do roku. Jaka jest pańska opinia?
Straciliśmy już marzec, kwiecień i prawdopodobnie stracimy maj. Jeśli czerwcu poderwą się pierwsze samoloty, jak niektórzy prognozują, to może uratujemy część sezonu letniego. Ale na pewno nie będzie to taki sezon, jak wcześniej planowaliśmy.
Ponowne uruchomienie całej maszynerii można porównać do rozruchu huty – łatwo ją wygasić, trudniej wznowić produkcję. Poza tym pierwsze samoloty prawdopodobnie nie polecą wypełnione tak, jakbyśmy sobie życzyli, a ceny za jakie będziemy sprzedawać wycieczki też będą musiały być zachęcające. Moim zdaniem w wariancie optymistycznym trzeba więc liczyć się z 40 – 50-procentowym spadkiem przychodów.
WARTO WIEDZIEĆ: Itaka pomogła wybudować szkołę na Madagaskarze