Zgodnie z informacjami niemieckiego rządu, na które powołuje się portal branżowy FVW, wszyscy klienci Cooka, którzy w momencie ogłoszenia przez niego niewypłacalności przebywali za granicą, wrócili już do kraju. Operacja ich ściągnięcia kosztowała 80 milionów euro. Jeśli kwotę tę pokryje ubezpieczyciel z gwarancji wynoszącej 110 milionów euro, na zwrot wpłaconych pieniędzy na poczet przyszłych wyjazdów nie zostanie zbyt wiele. Na razie nie wiadomo, czy rozliczenie będzie przebiegać według tego schematu – na ten temat trwają dyskusje między politykami a ubezpieczycielem. Niemieckie Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że koszty sprowadzenia klientów powinny być traktowane oddzielnie, nie należy ich łączyć z innymi roszczeniami.
CZYTAJ TEŻ: 150 tysięcy klientów Thomasa Cooka już w domu
W dyskusji zabrał głos prezes największej organizacji branży turystycznej w Niemczech, DRV, (odpowiednik Polskiej Izby Turystyki) Norbert Fiebig. W rozmowie z dziennikiem „Morgenpost mówi on, że w Niemczech turyści nie są odpowiednio chronieni na wypadek ogłoszenia niewypłacalności przez touroperatora. Jego zdaniem trzeba wprowadzić poprawki systemie, ale trzeba się liczyć, że to będzie oznaczać wzrost cen wycieczek. W Niemczech istnieje górna granica ochrony w ramach wykupionej gwarancji ubezpieczeniowej, która wynosi 110 milionów euro.
Prezes DRV wskazuje też, że branża stanęła teraz przed problemem odbudowania zaufania klientów do niej. By zrealizować ten cel, trzeba na przyszłość lepiej zabezpieczyć pieniądze turystów. W prace zaangażować muszą się zarówno politycy, przedstawiciele firm i organizacji turystycznych, jak i ubezpieczyciele.
Pytany o skutki upadłości Thomasa Cooka dla kierunków turystycznych mówi, że wielu niemieckich touroperatorów, a jest ich około 2,3 tysiąca, przebywa właśnie za granicą, kontraktując hotele na kolejny sezon. To dobra wiadomość, choć faktycznie hotelarze muszą sobie poradzić z konsekwencjami niezapłaconych rachunków za miniony sezon.