Prezes PZOT: Nie ulegajmy panice

Równie dobrze można sobie wyobrazić, że kiedy strach odpuści i ci, którzy odkładali zakupy wreszcie się na nie zdecydują, będziemy obserwować kolejki przed biurami podróży – mówi prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki i dyrektor generalny biura podróży Exim Tours Sławomir Szulc.

Publikacja: 03.03.2020 15:04

Prezes PZOT: Nie ulegajmy panice

Foto: Sławomir Szulc kieruje PZOT od września 2019 roku. Fot. Filip Frydrykiewicz

Filip Frydrykiewicz: Mam wrażenie, że strach, że zarazimy się koronawirusem i umrzemy rządzi decyzjami klientów biur podróży.

Sławomir Szulc: Widać zaniepokojenie na rynku, klienci chcą rezygnować nawet z wyjazdów letnich i to do krajów i regionów, w których nie notuje się występowania koronawirusa. Oczywiście ich dobro jest dla nas najważniejsze, przecież jeśli nie teraz, to kiedy indziej będą chcieli z nami wyjechać. Dlatego nie bagatelizujemy problemu i ich obaw, ale pod warunkiem, że dotyczą one ściśle miejsc, w których realnie byliby narażeni na nieprzyjemności związane z występowaniem koronawirusa. Jeśli włoska miejscowość X jest odizolowana z tego powodu, to nie będziemy tam, ani w najbliższą okolicę wysyłać klientów. Ale jeżeli ktoś chce anulować letni wyjazd na Sycylię, która nie jest małą wyspą, z tego powodu, że odnotowano tam zachorowanie, to nie możemy się na to zgodzić.

Trzeba przykładać właściwą miarę do sytuacji. Naszym zdaniem media nadmiernie nagłaśniają problem, czym podbijają nastrój niepewności. Wystarczy powiedzieć, że w wyniku powikłań na zwykłą grypę umiera dużo więcej ludzi i się tym na co dzień nie ekscytujemy. Powiem więcej, czy ktoś nie pojedzie do Krakowa z powodu panującego tam smogu? Albo do Afryki, bo tam jest większe ryzyko zachorowania na AIDS? Czy jadąc do Grecji zastanawiamy się, że możemy zachorować na płuca, bo tam się pali dużo papierosów? Nie mówiąc już o tym, że wychodząc na ulicę w Polsce możemy ulec wypadkowi komunikacyjnemu, których zdarza się więcej niż zachorowań na spowodowaną koronawirusem chorobę Covid-19.

Zresztą różne nacje różnie reagują na koronowirusa. Na przykład stacje narciarskie we włoskich Alpach pracują i jeżdżą tam turyści z różnych krajów. Tymczasem wielu Polaków odwołało wypoczynek na nartach. Polacy przestraszyli się koronawirusa, bo to coś nowego, ale nie można panikować, nie można dać się przestraszyć.

Klienci zgłaszają się, żeby anulować wykupione już wyjazdy.

Nie wiem jak u innych touroperatorów, ale w moim biurze jest kilka takich wypadków dziennie. To więcej niż zwykle, ale jeszcze nie masowy ruch.

Touroperatorzy obserwują sytuację i reagują na nią na bieżąco. Na pewno nie wyślemy nikogo w rejon bezpośredniego zagrożenia. Jeśli jednak ktoś chce wykorzystać pretekst i zrezygnować z wykupionej już imprezy turystycznej bez ponoszenia kosztów, to musimy powołać się na artykuł 47 ustawy o imprezach turystycznych, który wskazuje, że jest to możliwe tylko w sytuacji „wystąpienia nieuniknionych i nadzwyczajnych okoliczności (…) w miejscu docelowym lub jego najbliższym sąsiedztwie, które mają znaczący wpływ na realizację imprezy turystycznej lub przewóz podróżnych do miejsca docelowego”. Zaznaczam, że klient ma prawo nie zgodzić się ze stanowiskiem biura i wówczas może przedstawić swoje racje w sądzie.

CZYTAJ TEŻ: KIT domaga się zmian w ustawie o usługach turystycznych

Klienci muszą też pamiętać, że jeśli teraz odwołają imprezę, za kilka tygodni czy miesięcy nie będą mieli do niej powrotu. Będą musieli kupić nową ofertę po aktualnej cenie, która prawie na pewno nie będzie tak korzystna jak ta z first minute.

No właśnie, jak przebiegła sprzedaż wyjazdów w first minute?

Z tego co słyszę duże biura są z niej zadowolone. Zawdzięczamy to między innymi rozsądnemu planowaniu pojemności, nie było nadmiernego optymizmu. To nam będzie teraz procentować, bo nie trzeba będzie ścinać radykalnie programów. Sytuację porównałbym do tej, kiedy jakiś touroperator wprowadza nowy kierunek do oferty. Na początek nie jest pewien, czy nowość znajdzie nabywców. Zdarza się więc, że po pierwszych miesiącach sondowania rynku, rezygnuje z utrzymywania tej oferty. Tak się dzieje niemal co roku i nie ma z tego powodu dużych perturbacji.

Branża turystyczna jest bardzo wrażliwa na zewnętrzne wydarzenia, na które nie ma wpływu. Tylko w ostatnich latach przeżywaliśmy zamknięcie przestrzeni powietrznej nad połową Europy spowodowana erupcją pyłu z islandzkiego wulkanu, niepokoje polityczne w krajach arabskich, zamachy terrorystyczne czy powodzie. Wszystko to przerabialiśmy i wychodziliśmy z tych kryzysów mądrzejsi, przezorniejsi i silniejsi. Jestem przekonany, że tak będzie i tym razem.

Jak te wypadki zaważą na najbliższym sezonie letnim? Czy możliwe jest opóźnienie jego startu, redukcja liczby czarterów i kierunków?

Za krótko to trwa, żebyśmy mogli coś powiedzieć. Nie mam szklanej kuli, żeby przewidzieć przyszłość. Równie dobrze niekorzystna sytuacja może potrwać jeszcze kilka miesięcy, kilka tygodni lub kilka dni. Myślę jednak, że strach będzie słabł. Są już sygnały, że naukowcy są bliscy wynalezienia szczepionki na tego nieznanego dotąd wirusa.

Równie dobrze można sobie wyobrazić, że kiedy strach odpuści i ci, którzy odkładali zakupy wreszcie się na nie zdecydują, będziemy obserwować kolejki przed biurami podróży.

Czy zanim to nastąpi ceny spadną? Będziemy obserwować okazje za kilkaset złotych?

Nie spodziewam się szalonych cen. Poza pojedynczymi wypadkami, kiedy touroperator chce dopełnić ostatnie miejsca w samolocie.

Walka na ceny jest zwykle wynikiem nadwyżki podaży towaru nad popytem. Tymczasem jesteśmy jeszcze w momencie, kiedy można tę podaż zredukować. Wykreślić jakieś czartery z planu, być może zrezygnować z latania z jakiegoś portu regionalnego. Ale będziemy się trzymać zasady – myślę że tu panuje zgodność w branży – że należy utrzymać ceny, a co za tym idzie naszą rentowność. Od tego zależy bowiem właśnie nasza stabilność i odporność na podobne sytuacje.

Już dzisiaj niektórzy mają za dużo towaru. Muszą się go wyzbyć, będą więc sprzedawać za grosze. Przecież mają umowy z liniami lotniczymi i z hotelami, które muszą wypełnić.

Czartery, hotele, touroperator – to naczynia połączone. Wszystkie elementy tego układu zdają sobie sprawę z sytuacji. Każdy będzie musiał trochę ustąpić.

Zwykle rozmowy o tym odbywały się na targach ITB w Berlinie. Szlifowano wtedy umowy – touroperatorzy dobierali miejsc w hotelach, jeśli sprzedaż szła dobrze lub je zwracali, jeśli były z tym problemy. W tym roku nie spotkacie się w Berlinie – targi odwołano.

Oczywiście to wygodnie mieć w jednym miejscu wszystkich partnerów, spotkać się z nimi, wymienić opinie o przygotowaniach do sezonu, ustalić szczegóły kontraktów na najbliższe lato i rozpoczynać rozmowy o kolejnych sezonach. Ale nie ma nieszczęścia, jesteśmy w stałym kontakcie z naszymi kontrahentami. W dobie internetu i licznych połączeń lotniczych zdążymy przeprowadzić wszystkie uzgodnienia. Jedynie zabraknie tej socjalnej otoczki, jaka zawsze towarzyszy bezpośrednim spotkaniom w tak licznym gronie. Odbijemy sobie to za rok, w lepszych humorach.

Czy kryzys wywołany koronawirusem może przyczynić się do upadku biur podróży?

Znowu muszę powtórzyć, że nie mam czarodziejskiej kuli. Myślę jednak, że wszystkie firmy turystyczne niewątpliwie odczują skutki tej sytuacji. Trzeba się liczyć z osłabieniem ich kondycji finansowej.

Nie widzę jednak powodu, żeby poddawać się panice. Żartując w biurze zastanawiamy, czy jeśli w Warszawie pojawi się koronawirus, to warszawiacy zaczną masowo oddawać miesięczne bilety na komunikację miejską?

ZOBACZ TEŻ: ECTAA do Brukseli: Chrońcie branżę turystyczną przed koronawirusem

Filip Frydrykiewicz: Mam wrażenie, że strach, że zarazimy się koronawirusem i umrzemy rządzi decyzjami klientów biur podróży.

Sławomir Szulc: Widać zaniepokojenie na rynku, klienci chcą rezygnować nawet z wyjazdów letnich i to do krajów i regionów, w których nie notuje się występowania koronawirusa. Oczywiście ich dobro jest dla nas najważniejsze, przecież jeśli nie teraz, to kiedy indziej będą chcieli z nami wyjechać. Dlatego nie bagatelizujemy problemu i ich obaw, ale pod warunkiem, że dotyczą one ściśle miejsc, w których realnie byliby narażeni na nieprzyjemności związane z występowaniem koronawirusa. Jeśli włoska miejscowość X jest odizolowana z tego powodu, to nie będziemy tam, ani w najbliższą okolicę wysyłać klientów. Ale jeżeli ktoś chce anulować letni wyjazd na Sycylię, która nie jest małą wyspą, z tego powodu, że odnotowano tam zachorowanie, to nie możemy się na to zgodzić.

Pozostało 87% artykułu
Biura Podróży
Za dużo turystów? Biura podróży mają z tym problem
Biura Podróży
TUI organizuje się na nowo. Cel: więcej klientów, produktów, usług i kierunków
Biura Podróży
PIT: Turystyczny Fundusz Pomocowy zamiast pożyczać pieniądze będzie je wypłacać
Biura Podróży
Prezes PIT: Ceny wycieczek mogą się dynamicznie zmieniać. Potwierdził to sąd
Biura Podróży
Fostertravel.pl: Touroperatorzy wiedzą, że mogą na nas polegać, to buduje zaufanie