Nowe przepisy ustawy zwanej tarczą antykryzysową wprowadziły zasadę 180 dni. Chodzi o to, że klienci biur podróży, którzy wcześniej wpłacili zaliczki lub całe sumy na poczet wyjazdów, a teraz chcieliby je odzyskać, powołując się na nadzwyczajne okoliczności lub dlatego, że ich impreza została odwołana przez organizatora, muszą poczekać na gotówkę. Odstąpienie od umowy o świadczenie usług turystycznych jest bowiem skuteczne z mocy prawa dopiero po upływie 180 dni od dnia powiadomienia przez podróżnego o odstąpieniu lub powiadomienia o rozwiązaniu umowy przez organizatora turystyki.
CZYTAJ TEŻ: Sztab antykryzysowy: Za dwa miesiące nie będzie już branży turystycznej
Zdarza się jednak, że klienci, którzy zapłacili kartą płatniczą, próbują obejść nowe przepisy i występują do banków o zwrot pieniędzy na podstawie procedury chargeback (z ang. obciążenie zwrotne). Jeśli bank się zgodzi, mogą – a niektórzy chwalą się na forach w mediach społecznościowych, że już im się to udało – dostać wpłacone pieniądze z powrotem. Jeśli tak by się zdarzyło, bank potrąci wypłacone klientowi pieniądze z konta sprzedawcy usługi turystycznej, którym bardzo często jest agent turystyczny.
– Mieliśmy sygnały od naszych członków, że przychodzą do nich w tej sprawie pisma z banków – wyjaśnia prezes OSAT Marcin Wujec. – Wystąpiliśmy więc z prośbą o interpretację przepisu do departamentu turystyki Ministerstwa Rozwoju. Jest ona jednoznaczna – procedura chargeback nie ma zastosowania w naszej sytuacji.
– Chargeback ma zastosowanie, kiedy klient padł ofiarą oszustwa – wpłacił pieniądze, a nie dostał usługi – dodaje prezes PZOT Sławomir Szulc. – Tymczasem pieniądze wpłacone organizatorowi na wycieczkę nie przepadły. On cały czas ma zagwarantowane, że albo pojedzie na swoją imprezę, albo będzie mógł zamienić ją na inną, albo odbierze gotówkę po upływie ustawowego terminu. Bank nie może z automatu przyznawać racji klientowi, musi wdrożyć procedurę reklamacji. Jeśli z automatu zastosuje chargeback, to naraża się na „poważne konsekwencje prawne”, jak napisało w interpretacji Ministerstwo Rozwoju.