Ruch się rozkłada, część Łotyszów woli lecieć z Wilna, czy z Kłajpedy niż z Rygi, a część Litwinów woli z Rygi niż z Wilna, zależy gdzie mieszkają i jaki mają dojazd do lotniska.
Poza innymi korzyściami wejście na nowe rynki dało nam dodatkowy argument w rozmowie z kontrahentami. Kupowanie hoteli dla całej grupy powoduje, że jesteśmy atrakcyjniejsi dla nich. Podczas jednej rundy negocjacji załatwiają sobie kontrakt na pół Europy Środkowej. Atrakcyjna dla nich jest też różnorodność rynków, bo one zachowują się inaczej. Na przykład Litwini i Łotysze jeżdżą w kwietniu, maju i na początku czerwca, a potem we wrześniu i październiku. Dlaczego? Bo nie lubią wysokich, sezonowych cen. Poza tym lipiec i sierpień spędzają nad Bałtykiem w swoich daczach.
Pamiętam, że do samodzielnego wejścia na Litwę popchnęły pana negocjacje z Novaturasem, największym biurem podróży na Litwie, Łotwie i Estonii. Po tym jak właściciele Novaturasa odstąpili od umowy sprzedaży z panem i zdecydowali o wejściu na warszawską i wileńską giełdę, zdecydował się pan na ten krok, widząc w tym oprócz szansy na biznes, także szansę na odegranie się na konkurencie. Nie żałuje pan?
Więcej: „Itaka nie rezygnuje z Litwy”.
W trakcie oczekiwania na zgodę litewskiego UOKiK-u na dokończenie transakcji Novaturas uznał, że w negocjacjach z nami zgodził się na zbyt niską cenę. Ponieważ formalnie mogli się jeszcze wycofać z umowy, to zrobili to. Postąpili nie fair. Mimo początkowych trudności uważam, że ugryziemy ten rynek. W pierwszym sezonie przewieźliśmy z Wilna 10 tysięcy klientów.
Mówi pan z dużym entuzjazmem o tych biznesach, jakby niosły ze sobą same korzyści, same plusy.
Widzę też minusy – musimy zajmować się czterema rynkami na raz, jest z tym mnóstwo roboty. Trudno nam się skupić na podstawowej działalności. Ale gdybym miał podjąć jeszcze raz te decyzje, to bym je powtórzył, szczególnie zakup Cedoka, który przynosi zyski.
Czy teraz sięgnie pan po Słowację, Węgry?
Zwariowalibyśmy chyba. Już teraz mamy za mało ludzi, żeby wszystko ogarnąć. Musimy przyhamować.
Inwestujemy w nowe technologie
Prezes Piotr Henicz wspomniał podczas debaty naszego serwisu na targach TT Warsaw, że Itaka ma jakiś pomysł na kłopoty na rynku czarterowym.
Wprowadziliśmy do Polski włoską linię lotniczą Blue Panorama, należącą do dużego konsorcjum turystycznego Uvet Viaggi. Latamy z nią szerokokadłubowym samolotem na Nosy Be.
Jak rozumiem Heniczowi chodziło raczej o zupełnie nowy projekt, mający chronić was przed takimi sytuacjami, jak w tym roku, kiedy upada linia Small Planet. Prezes Henicz nie chciał jednak zdradzić, co planujecie.
Jak on nie chciał zdradzić, to ja tym bardziej nie zdradzę (śmiech).
Polskie Porty Lotnicze przejęły lotnisko w Radomiu i rozpoczęły proces inwestycyjny, szacowany na 450 milionów złotych w pierwszym etapie, by przystosować ten port do obsługi tanich i czarterowych linii lotniczych. Radom ma im zastąpić Lotnisko Chopina, prezes PPL Mariusz Szpikowski zapowiedział zamknięcie go dla tych przewoźników.
Uważam, że Warszawa do tego nie dopuści.
Władze Warszawy nie są właścicielem lotniska, nie mają wpływu na to, co się tam dzieje.
Wiem, ale uważam, że nie dojdzie do przeniesienia wszystkich lotów do Radomia. Nie wyobrażam sobie, żeby warszawiacy, którzy już się przyzwyczaili do latania z Okęcia jeździli do Radomia na lotnisko, chociaż, jak wiemy, z Radomia jest bliżej do Egiptu (śmiech). Część lotów zostanie w stolicy, będzie na to sposób.
Z drugiej strony – czasy kiedy Warszawa była najważniejszym lotniskiem w kraju, jeśli chodzi o loty czarterowe, odchodzą w przeszłość. Z Katowic lata już podobna liczba naszych klientów. Rosną też porty lokalne i tam będziemy przerzucać część lotów – z Wrocławia już w tym roku poleciało z nami 100 tysięcy klientów, podczas gdy z Warszawy 300 tysięcy.
Amazon, Google, Booking – globalne wyszukiwarki, sklepy, porównywarki – wchodzą coraz mocniej w oferowanie usług turystycznych, czym zagrażają touroperatorom. Jak się do tego odnosicie?
Sami też bardzo dużo inwestujemy w rozwiązania technologiczne. Wystartowaliśmy z wieloma nowymi projektami, które bardzo ładnie się rozwijają. Na przykład aplikacja Tours & Activities, przez którą sprzedajemy wycieczki lokalne, objazdówki, rejsy w destynacjach na całym świecie. To między innymi napędza nam ruch w naszych DMC, które właśnie świadczą takie usługi.
Wystartowaliśmy z tym na początek na rynku polskim, ale wprowadzamy już wersję czeską, litewską i łotewską, a za chwilę dodamy inne języki. Ale już nie pod marką Itaki, zgłaszają się do nas bowiem agencje i touroperatorzy, którzy chcieliby być podpięci do naszego systemu, ale sprzedawać pod swoim brandem.
Wydaliśmy na to kupę forsy, ale już w pierwszym roku zarobiliśmy trzy miliony złotych. Ta działalność i nasze DMC to najbardziej rentowne elementy naszego biznesu. I zarazem ucieczka przed konkurencją, która nigdy nie będzie mogła sprzedawać tego samego.
Upadł Small Planet, jest więc mniej samolotów czarterowych na rynku, a to spowodowało, że przewoźnicy czarterowi każą sobie więcej płacić. Z kolei touroperatorzy zapowiadają, że ograniczą liczbę oferowanych wyjazdów, żeby nie sprzedawać ich poniżej kosztów, co też oznacza podwyżkę. Jaki ten nadchodzący sezon będzie z punktu widzenia klienta?
Chcielibyśmy, żeby ceny były wyższe niż w tym roku, gwarantujące nam zysk. Ale po tym, co się teraz dzieje na rynku widać, że nadal będzie ostra walka cenowa.
A dla touroperatorów?
Jeśli myślę o Itace, to jestem ostrożnym optymistą. Ale kiedy patrzę na pierwszą dziesiątkę największych biur podróży, to wydaje mi się, że będzie to sezon wykruszania się słabszych touroperatorów. Jeśli presja niskich cen będzie trwała, to widzę paru kandydatów do zejścia ze sceny.