Od razu zastrzegę, że o ile w
bieżącym roku spodziewamy się bardzo dobrego zysku, o tyle już
roku 2024 nie wiążemy z szansą na tak pozytywny wynik – ten
wzrost będzie okupiony wyższym kosztem z naszej strony. Tę
ostrożność wywodzę z doświadczeń historycznych – tak po
prostu bywało, że jak był jeden bardzo dobry rok, następny już
taki nie był, choćby dlatego, że zmieniały się ceny ropy,
relacje złotego do innych walut, lub konkurencja na rynku.
Na czym chcecie ugrać te kolejne 30 procent
wzrostu?
To nie będzie jedna destynacja. Będzie to wypadkowa
popytu i możliwości. Są bowiem kraje, jak Albania, które
chcielibyśmy rozwijać, moglibyśmy nawet podwoić liczbę
wysyłanych klientów, ale nie ma tam aż takiej liczby hoteli i
łóżek. Jednym słowem podaż nie pozwala zaspokoić popytu.
W wypadku Turcji chcemy akcent przesunąć nieco z
Riwiery Tureckiej w stronę wybrzeża Morza Egejskiego.
Będziemy też rozwijać ofertę dającą nowe
możliwości – pakietowania dynamicznego, czyli to, co w Itace
nazywamy produktem Itaka Smart.
Na pewno też kierunki egzotyczne dają nadzieję na
duże zwiększenie zainteresowania. W tym roku dalekie kierunki były
tak obłożone, że żadnego nie anulowaliśmy, co się nie zdarzało
od lat. A już w rozpoczynającym się sezonie zimowym 2023/2024
uruchomiliśmy z dużym powodzeniem nowy kierunek – Brazylię,
konkretnie region zwany Wybrzeżem Kokosowym z miastem Salvador.
Coraz trudniej o samoloty
Coraz więcej linii lotniczych zwraca uwagę, że
na rynku brakuje samolotów. Czy to nie stwarza zagrożenia dla
planów dużych touroperatorów? Na razie chętnie korzystacie z
dreamlinerów LOT-u, ale ten przewoźnik ma inne plany dla tych
maszyn, woli nimi latać do Stanów Zjednoczonych i Azji, na czym
lepiej zarabia.
Niewątpliwie ten problem nas ogranicza, chociaż LOT
przestał traktować współpracę z biurami podróży i usługi
czarterowe jak zło konieczne, przekonał się, że na tym może
zarabiać. Ale rzeczywiście, chce się rozwijać na rynkach
azjatyckich i amerykańskich.
Ujawnił pan w czasie spotkania z agentami
turystycznymi, że Itaka myśli o czymś na kształt własnej linii
lotniczej.
Szukamy uzupełnienia dla współpracy z
przewoźnikami czarterowymi, jak Enter Air, Ryanair, Smartwings i
LOT.
Chcielibyśmy choćby w części mieć swobodę ruchu
i poczucie niezależności. Wydawałoby się, że najprościej byłoby
założyć własną linię lotniczą. Próbowaliśmy już to kiedyś
zrobić, ale z różnych powodów, niezależnych od nas, to się nie
udało. Teraz mamy pomysł na rozwiązanie hybrydowe – chcielibyśmy
wziąć w leasing samoloty i powierzyć je już istniejącej,
doświadczonej linii lotniczej, która ma wszelkie pozwolenia i
certyfikaty na prowadzenie operacji i ma do tego przygotowane załogi
i całe zaplecze. Prowadzimy takie rozmowy.
Itaka ma rekordową gwarancję - 342 miliony złotych
342 miliony złotych wynosi gwarancja ubezpieczeniowa biura podróży Itaka, która będzie obowiązywała od 16 września tego roku do 15 września 2024 roku. To największa gwarancja na rynku wśród polskich firm turystycznych.
Takie rozwiązanie ograniczałoby nasze ryzyko, bo
jednak na prowadzeniu linii lotniczej się nie znamy.
W grę wchodzi też kupienie linii lotniczej lub
znacznych w niej udziałów. To nie będzie jednak szybka decyzja,
chociaż może się uda zakomunikować coś przed nowym sezonem
letnim.
Czy od zorganizowania tych dodatkowych przewozów
zależy powodzenie sezonu 2024?
Mamy zabezpieczoną zdecydowaną większość naszych
potrzeb, jeśli chodzi o samoloty, dzięki umowom z naszymi
tradycyjnymi partnerami, których wymieniłem. Zawsze jednak musimy
planować z marginesem elastyczności, żeby móc reagować na
potrzeby rynku. W tym bardzo pomogłaby nam własna linia lotnicza.
Własne hotele na Wyspach Kanaryjskich
Mówimy tu o dużej inwestycji, idącej zapewne w
setki milionów złotych. Ale jest jeszcze jeden obszar, w który
Itaka inwestuje – własne hotele. Pamiętam, że prezes Mariusz
Jańczuk pytany kilka lat temu, czy się na to zdecyduje, wskazał,
że żeby wejść w ten segment rynku turystycznego, trzeba to zrobić
na dużą skalę, żeby to się opłacało. Tymczasem kupiliście dwa
budynki apartamentowe na Fuerteventurze z zaledwie 82 pokojami.
O własnych hotelach myśleliśmy od dawna, ale
odsuwaliśmy inwestowanie w nie, bo skupialiśmy się na pilniejszych
potrzebach i pomysłach, jak choćby rozwijanie działalności
touroperatorskiej na nowych rynkach – zaczynając od Czech, przez
kraje nadbałtyckie, po Węgry.
Te dwa budynki hotelowe w jednym kompleksie udało
nam się kupić w czasie covidu – wykorzystaliśmy okazję.
Początkowo myśleliśmy, żeby urządzić w nich hotel wysokiej
klasy, potem te plany zmieniliśmy, co przedłużyło przygotowania
do otwarcia po gruntownej modernizacji.
Teraz są to dobrze urządzone, świetnie położone
apartamenty trzygwiazdkowe z aneksami kuchennymi, z bliskim zapleczem
gastronomicznym. Od razu powiem, że to produkt, który chcemy
sprzedawać głównie na rynkach zagranicznych – brytyjskim,
skandynawskim, holenderskim.
Czy ten kierunek inwestowania będzie miał ciąg
dalszy?
Prowadzimy zaawansowane rozmowy na temat
zainwestowania w kolejne dwa duże, dobrze nam znane i dobrze
prosperujące, hotele na Wyspach Kanaryjskich. W grę wchodziłoby
objęcie połowy udziałów.
Dobrze czujemy się na Wyspach Kanaryjskich, ale nie
ukrywam, że prowadzimy też rozmowy z hotelarzami greckimi na temat
zainwestowania w ich obiekty. Tam też chcemy się rozwijać w
biznesie hotelowym.
Lotnisko w Radomiu się sprawdza
Jakie wrażenia macie po kilku miesiącach
obecności na lotnisku w Radomiu?
Bardzo dobre – lotnisko jest estetyczne i
funkcjonalne. Klienci się nie skarżą, wyloty i przyloty odbywają
się zgodnie z planem. Z Radomia poleci z nami w tym roku około 11
tysięcy klientów, z naszego punktu widzenia to sukces.
Radom jest potrzebny, szczególnie w sytuacji
zapychania się Okęcia i odległej perspektywy CPK. Dlatego chcemy
od nowego roku korzystać z tego lotniska w większym, nawet dwa razy
większym, wymiarze. Tym bardziej, że wiemy teraz więcej o
oczekiwaniach naszych klientów, korzystających z tego portu.
Wspomniał pan o obecności Itaki w krajach
ościennych. W Czechach jesteście obecni najdłużej, bo od 2016
roku, a najkrócej, od tego roku, na Węgrzech. Jak pan ocenia
tamtejsze rynki.
W tym roku zabierzemy stamtąd na wakacje pół
miliona klientów. W tym z Czech i Słowacji 380-400 tysięcy, a z
Węgier 45-50 tysięcy. Trochę trudniej jest nam w krajach
nadbałtyckich, ale te liczby mówią same za siebie.
Wzrost sprzedaży wymaga większego wysiłku sieci
sprzedaży. Czy przyłączacie do niej kolejne biura agencyjne,
otwieracie własne salony, czy może ten wzrost przechodzi po prostu
przez internet?
Nie mamy problemu z obsłużeniem większej liczby
klientów, nawet gdyby ich było milion dwieście tysięcy dalibyśmy
radę.
Wszystkie kanały sprzedaży rozwijają się
równomiernie, jedyna tendencja jaką zauważamy, to przesunięcie w
ramach on line - klienci mniej korzystają z komputerów
stacjonarnych, a więcej z urządzeń mobilnych.
Unowocześniamy narzędzia internetowe – nasz
system rezerwacyjny i stronę internetową, żeby ułatwić proces
zakupu, jesteśmy więc przygotowani. Technologia bardzo nam pomaga,
we wszystkich kanałach.
Itaka ma teraz 184 własnych punktów sprzedaży
stacjonarnej, w przyszłym roku planujemy otworzyć jeszcze kilka.
Szacujemy, że optymalna w naszej sytuacji sieć powinna liczyć 200
salonów. Dla porównania – sieć agencyjna liczy około tysiąc
punktów.
Do pracy w turystyce trzeba pasji
Czasem słychać narzekania touroperatorów i
agentów turystycznych na brak dobrych sprzedawców. W pandemii wielu
odeszło z tego zawodu i już nie chcą do niego wracać, a dla
młodych zawód sprzedawcy wycieczek nie jest atrakcyjny.
Trochę osób wróciło do nas po pandemii, ale
rzeczywiście, o dobrych pracowników jest trudniej niż
kiedykolwiek. To dotyczy zresztą większości stanowisk w naszej
branży. Itaka ma otwarte rekrutacje niemal do każdego działu
firmy.
To o tyle dziwne, że turystyka jest jako dziedzina
gospodarki bardzo rozwojowa i bardzo przyszłościowa, szczególnie
na tle innych branż.
Myślę, że to nie tylko kwestia wynagrodzeń, ale
predyspozycji - w turystyce trzeba ludzi z pasją, otwartych,
lubiących kontakty z innymi. Nie wszyscy to mają i nie wszystkim
się chce żyć w ciągłym ruchu.
Przypominam sobie rozmowy z touroperatorami i ich
obawy z wiosny tego roku w kontekście pojawienia się na polskim
rynku dwóch dynamicznych, dużych firm zagranicznych – tureckiego
Anexu Tour i ukraińskiego Join UP! Obawy dotyczyły głównie
zaniżania cen i zdestabilizowania rynku. Jeśli mówi pan o
rekordowym roku w całej branży, trzeba uznać, że te obawy się
nie sprawdziły.
Na pewno wejście nowych graczy spowodowało
poruszenie na rynku, ale nie dotyczyło to bezpośrednio Itaki.
Bardzo się bowiem różnimy z tymi firmami, jeśli chodzi o grupy
klientów, do jakich trafiamy z naszymi produktami.
Nadal pozostaje obawa o stabilność rynku, na którą
pracowały latami największe i najbardziej doświadczone firmy. Mam
na myśli stosowanie cen poniżej kosztów i odwoływanie lotów.
Nowe firmy musiały dużo zainwestować, żeby
zaistnieć na polskim rynku. Pytanie, jak długo będą mogły
funkcjonować zasilane pieniędzmi z centrali.