Zdaniem Sebastiana Ebela, który wystąpił podczas zorganizowanego zdalnie walnego zgromadzenia akcjonariuszy koncernu TUI, agenci stacjonarni są „kręgosłupem sprzedaży TUI”.
Odnosząc się do pozycji rynkowej zarówno touroperatorów jak i agentów, mówił, że zawsze był przeciwny nowym przepisom regulującym warunki działania niemieckich i europejskich touroperatorów i sieci biur agencyjnych. Miał też na myśli trwające właśnie w Brukseli prace nad nową wersją dyrektywy unijnej o imprezach zorganizowanych. Jak deklaruje jest wprawdzie zwolennikiem ochrony konsumentów, jednak w planach Komisji Europejskiej zaostrzenia zasad przyjmowania zaliczek przez touroperatorów i wyłączenia spod przepisów tak zwanych powiązanych usług turystycznych, dostrzega zagrożenie.
Czytaj więcej
Z usług wszystkich firm Grupy TUI skorzystało w minionym roku obrotowym 19 milionów klientów, a jej przychody wyniosły 21 miliardów euro. Klientów nie odstraszyły wyższe ceny.
Wyjazdy z biurami podróży bezpieczniejsze niż indywidualne
Jego zdaniem Unia Europejska powinna raczej zająć się regulowaniem działalności portali internetowych z usługami turystycznymi, a nie touroperatorów. Już dziś te pierwsze są często na lepszej pozycji. Klientowi wydaje się, że dostaje taką samą usługę, tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Ebel wskazuje na brak ochrony na wypadek ogłoszenia niewypłacalności w wypadku rezerwowania pojedynczych usług turystycznych.
Internetowi agenci turystyczni (OTA) nie dają też żadnego bezpieczeństwa klientowi albo jest ono znikome. Co prawda sprzedają usługi, ale prawie nigdy nie są stroną umowy z klientem, stanowią też konkurencję dla lokalnych stacjonarnych agentów. Co więcej, nie zapewniają na miejscu opieki i pomocy. A jak bardzo jest ona potrzebna pokazał przykład pożarów na Rodos. Klienci biur podróży uzyskali pomoc swoich organizatorów o wiele szybciej niż klienci indywidualni.