Maciej Szpot: Nasz przepis na sukces to zając Bonifacy i ekskluzywne apartamenty na leśnej polanie

– Nie boję się o przyszłość, bo nasz koncept hotelu jest wyjątkowy, nie mamy więc konkurencji – mówi Maciej Szpot, właściciel podwarszawskiego hotelu Bonifacio. I planuje nową, tym razem pięciogwiazdkową inwestycję

Publikacja: 27.09.2018 08:53

Bonifacio ma prawie 70 procent obłożenia – mówi Maciej Szpot

Bonifacio ma prawie 70 procent obłożenia – mówi Maciej Szpot

Foto: archiwum prywatne

Maciej Szpot od 1992 roku prowadzi ze partnerem Łukaszem Adamowiczem biuro podróży BFC (skrót od Businessman Fun Club) specjalizujące się w wysyłaniu aktywnych rodzin na narty w Dolomity. Wyjazdy BFC charakteryzują się kompleksową organizacją – uczestnicy mają zapewnionych polskich instruktorów narciarstwa, zajęcia dla dzieci, kuchnię na wysokim poziomie, codzienny program apres ski. Duża część klientów to klubowicze. Firma ma tysiąc rodzin klubowych i około pięciu tysięcy klientów zimą.

Zobacz też: „W turystyce najlepiej działa marketing szeptany”.

BFC kultywuje aktywne spędzanie czasu. W 2013 roku firma wybudowała 70 kilometrów od Warszawy w lesie nad Wkrą czterogwiazdkowy hotel BoniFaCio SPA& Sport Resort. Obiektowi towarzyszą: basen kryty i otwarty, boisko do siatkówki, boisko do piłki nożnej, korty tenisowe. Całości dopełnia hodowla koni wypożyczalnia rowerów (w lasach dzięki współpracy z nadleśnictwem wytyczono ścieżki konne i rowerowe), centrum spa i wellness oraz dwie restauracje z dużym zapasem win. Są też bary i sześć sal konferencyjnych mogących pomieścić do 300 osób.

W tygodniu hotel przyjmuje grupy firmowe, a w weekendy organizuje wypoczynek rodzinny.

Filip Frydrykiewicz: – W zeszłym roku powiększyliście Bonifacio, dobudowując krótkie skrzydło na 12 pokojów. Teraz słyszę, że planuje pan kolejną inwestycję.

Maciej Szpot: – Kiedy hotel ma specjalizację, jak nasz, to rodzą się potrzeby, których wcześniej nie rozpoznaliśmy. Zwykle przyjmujemy w tygodniu grupy do 100 osób. Okazuje się jednak, że chce do nas przyjeżdżać też coraz więcej mniejszych grup, 15 – 20 osobowych, z bardzo sprecyzowanymi życzeniami.

Przeważnie chodzi o kadrę menedżerską jakiejś firmy. W Warszawie mieści się wiele central firm międzynarodowych, które mają oddziały w różnych krajach, i czasem potrzebują się spotkać w jednym miejscu. Wymagają wtedy pewnej izolacji, chcą rozmawiać w ciszy i spokoju. Chcą się rozluźnić, porozmawiać w swobodnej atmosferze. Denerwuje ich nawet, że w sali konferencyjnej za ścianą odbywa się inne spotkanie. Są gotowi zapłacić za szczególne warunki.

Postanowiliśmy więc zainwestować w stworzenie takiej enklawy – miejsca na najwyższym poziomie. Wybudujemy trzy pawilony z dwunastoma apartamentami pięciogwiazdkowymi po 60 metrów kwadratowych każdy. Z jacuzzi, sauną i 25-metrowym tarasem. Wszystko zatopione w zieleni i tak zaprojektowane, żeby poszczególne apartamenty się nie widziały.

Każdy z pawilonów, mierzący po 450 metrów kwadratowych, będzie miał wewnątrz atrium i powierzchnię wspólną, klubową, z kominkiem i biblioteką, którą będzie można szybko zamienić na salę konferencyjną, z rzutnikiem, ekranem, krzesłami i stołami na 15 – 20 osób i z pełnym zapleczem cateringowym.

To specyficzny pomysł – luksusowe warunki, a do tego sąsiedztwo lasu.

Polana, na której stoi Bonifacio ma dziesięć hektarów. Pod ten projekt wydzielimy z niej hektar. Goście korzystający z apartamentów będą mieli wszystko oddzielne, na miejscu, nawet parking. Tak, żeby mogli spędzać tam cały dzień i żeby nikt im nie przeszkadzał. Dopiero na kolację będą przechodzili do restauracji w budynku głównym, oddalonym o sto metrów.

Bungalowy staną pod samym lasem i będą oddzielone zielenią specjalnie zaprojektowaną i dostosowaną do pozostałej części terenu. To da ich mieszkańcom poczucie ekskluzywności i odizolowania. Zarazem mieszkańcy apartamentów będą mogli korzystać ze wszystkich udogodnień głównego budynku, jak basen kryty i otwarty, restauracje, centrum kosmetyczne i odnowy biologicznej, korty tenisowe, boiska, ścieżki spacerowe i rowerowe.

Firmy, o których wspomniałem, będą mogły sobie wziąć 4, 8 lub 12 pokojów i na miejscu organizować spotkania w otoczeniu dającym poczucie kameralności, separacji i luksusu.

Sam hotel Bonifacio ma standard czterogwiazdkowy, jest elegancki, ale z poczuciem luzu i chłodnego minimalizmu. To nie jest miejsce dla ludzi w garniturach, ale dla ludzi aktywnych.

To inwestycja pomyślana na spotkania biznesowe w tygodniu, a co z weekendami?

Są goście indywidualni, dla których nasze pokoje czterogwiazdkowe są zbyt czterogwiazdkowe. Chociaż mają 23 – 28 metrów kwadratowych i standard czerech gwiazdek plus. Oni chcą się czuć swobodniej, szczególnie jeśli to jest rodzina. Dlatego są gotowi wydać więcej za większą powierzchnię. Oceniam, że takich klientów wśród naszych obecnych gości jest około 20 procent.

Na razie nie wiemy jeszcze, jak będzie w wakacje, ale mamy nadzieję na organizowanie tam dłuższych pobytów. Apartamenty będą się świetnie nadawały na wypoczynek rodzinny, bo będą się składać z dwóch pomieszczeń – living roomu i sypialni.

Teraz średni wakacyjny pobyt w naszym hotelu zamyka się w trzech, czterech dniach. Ludzie nie przyjeżdżają do nas na główne wakacje. Te spędzają bowiem nad morzem – w Polsce lub za granicą. Mieszkańcy Warszawy korzystają z Bonifacio kiedy mają czas na krótszy wypoczynek, bez konieczności pokonywania dużych odległości. Może kiedy zobaczą w jak pięknych warunkach mogą odpoczywać, dadzą się namówić na dłuższy pobyt.

Co ciekawe, w nowym skrzydle dodałem 48-metrowy apartament z dwoma pomieszczeniami. Okazało się, że klienci nie są zadowoleni. Nie narzekają na jakość wyposażenia, ale kiedy wybierają apartament – to nam wyszło w ankietach – oczekują czegoś większego. Mimo że w hotelarstwie mam już 20-letnie doświadczenie, zaskoczyło mnie to. Odpowiedzią na te potrzeby będą właśnie nowe pokoje w bungalowach, którym nadamy kategorię de lux.

Nie słyszałem jeszcze o podobnym koncepcie w kraju.

Ja też nie. Muszę powiedzieć, że kiedy rozmawiałem z bankami na temat finansowania tej inwestycji, traktowały ją jako innowację. Zdaję sobie sprawę, że to śmiały ruch.

Jesteśmy stabilnym przedsiębiorstwem. Pierwszy hotel zbudowaliśmy z pomocą środków unijnych, ale kiedy dobudowywaliśmy skrzydło do pierwotnego budynku hotelu, korzystaliśmy już z własnych pieniędzy. A powiększyliśmy liczbę miejsc o 12 pokojów, czyli o 25 procent.

Planowaliśmy wtedy, że dojście do obłożenia na poziomie sprzed tej inwestycji zajmie rok, dwa lata. Tymczasem, proszę mi wierzyć, już po siedmiu miesiącach mieliśmy lepsze wyniki niż wcześniej. Mamy większe obłożenie obecnych 60 pokojów niż mieliśmy, kiedy ich było 48. Po prostu zaczęły przyjeżdżać większe grupy, dla których wcześniej nie mieliśmy odpowiedniej liczby łóżek. Poza tym łatwiej zmieścić teraz dwie grupy na raz. Wcześniej, jak sprzedaliśmy grupie 32 pokoje, to mieliśmy problem z pozostałymi 16, a teraz szybciej znajdujemy chętnych na pozostałych 28 pokojów.

Czy nauczony tymi doświadczeniami nie planuje pan dalszej rozbudowy czterogwiazdkowej części hotelu?

Nie, bo nie chcę być – z całym szacunkiem dla modelu biznesowego innych hoteli – kolejnym molochem na setki ludzi. Każdy ma swoich gości, nasi poszukują czegoś innego.

Nowa inwestycja pokazuje, w którą stronę chcemy podążać. Dobudujemy część dla ludzi którzy potrzebują spokoju i wyjątkowych warunków. Nawet jeśli jakiś architekt czy prawnik przyjedzie z rodziną, to ma dwa pomieszczenia i może łączyć pobyt z rodziną i wypoczynek z pracą.

Na jakim etapie jest inwestycja?

Mamy już projekt architekta wyłonionego w konkursie. Mamy też promesę kredytu w banku. Czekamy jeszcze na pozwolenie na budowę, żeby ruszyć wiosną. A teraz wybieramy generalnego wykonawcę i technologię. Szczególnie ten ostatni element jest bardzo istotny, bo od niego zależą w dużej mierze koszty.

Okazuje się, że w związku z boomem na rynku nieruchomości metoda tradycyjna niezwykle podrożała. Tak ze względu na droższe materiały jak i na robociznę. Dużo tańsze są alternatywne technologie, na przykład konstrukcje prefabrykowane. Nie wspominając o tym, że pozwalają one o połowę szybciej budować, a każdy dzień wcześniej oddanego hotelu przekłada się na zarabianie pieniędzy na nim. Chociaż niektórzy nie chcą o tym słyszeć, ja jako inwestor nie boję się nowych technologii. Udowodniłem to tworząc nowe skrzydło Bonifacio jako pierwszy w kraju korzystając z konstrukcji modułowej, dzięki czemu zajęło to tylko dwa miesiące.

Czym będzie się pan kierował wybierając technologię.

Kluczowa jest cena, ale przy zachowaniu ważnych parametrów. Po pierwsze ta technologia musi zapewnić możliwość uzyskania wysokiej jakości całości. Ważne są również parametry termiczne i akustyczne. I na koniec czas budowy – oczywiście im szybciej uda się ukończyć budowę tym szybciej inwestycja zacznie pracować.

Ile to będzie kosztować?

Siedem, osiem milionów złotych. Budowa, wyposażenie i urządzenie zieleni dookoła.

A kiedy inwestycja się zwróci?

Średnie obłożenie Bonifacio dochodzi do 70 procent. Zakładamy, że nowe budynki będą je miały na poziomie 50 procent. A biorąc pod uwagę podwyższony w stosunku do czterech gwiazdek przychód z pokoju, punkt zero, czyli zwrot kosztów utrzymania, osiągniemy przy obłożeniu nawet mniejszym niż 40 procent.

Oczywiście to są zaawansowane obliczenia, dotyczące tej konkretnie sytuacji, kiedy pewne koszty stałe już i tak ponosimy, prowadząc Bonifacio. Ktoś kto budowałby od zera takie bungalowy nie mógłby przyjąć podobnego założenia, musiałby liczyć na dużo większe obłożenie.

Czy dodatkowa grupa klientów, nie wymusi zmian w organizacji hotelu?

Ma pan rację, dlatego planujemy w powiększyć bufet śniadaniowy, a na antresoli, gdzie jest klub, prowadzić będziemy dodatkową restaurację z tarasem. Razem z restauracją a la carte będą więc trzy miejsca na posiłki.

Będziemy musieli poprowadzić też nowe chodniki, oświetlenie, postawić ławki, dodać zieleni. Przy okazji więc dokończymy niektóre inwestycje planowane jeszcze przy budowie pierwszego hotelu. To są duże połacie terenu, koszty więc nie będą małe.

Kiedy wprowadzą się pierwsi goście? Czy pan już wpisał te nowe pokoje do systemu rezerwacyjnego?

Nie, będąc odpowiedzialnym przedsiębiorcą nie mogę tego zrobić. Poprzedni hotel miał cztery miesiące poślizgu, wobec założonego terminu otwarcia. Jeszcze wszystko się może wydarzyć.

W tej chwili w Polsce buduje się mnóstwo hoteli, zarówno miejskich jak i w typowych miejscowościach wypoczynkowych. Jak pan ocenia ten ruch i przyszłość biznesu hotelarskiego w Polsce?

Nie trzeba wiele przewidywać, mechanizmy są znane. Ciągle brakuje hoteli miejskich, ale kiedy wypełni się ta luka, zacznie się konkurencja i gorsze przegrają. Zostaną te, które będą w najlepszych miejscach i z dobrą ceną.

Drugi typ hoteli to hotele w miejscowościach wypoczynkowych, nad morzem lub w górach, tak zwane destination hotels. Na Mazurach już dzisiaj widać obiekty z bardzo dobrym obłożeniem i hotele, które plajtują – w tym regionie zapotrzebowanie na miejsca noclegowe zostało nasycone i wygrywają lepsze.

Hotel Bonifacio nie należy ani do pierwszej, ani do drugiej grupy. Nie mamy ani miasta, ani morza, ani gór. U nas najistotniejszy jest więc program. Goście przyjeżdżają do nas ze względu do konkretnych instruktorów, trenerów, animatorów, masażystów, na zabiegi kosmetyczne i do szefa kuchni.

Nasz model, nad którym pracujemy od 20 lat, to model, jaki widać w zachodnich biurach podróży i hotelach, jak na przykład we francuskim Club Med. Ich klienci nie pytają, czy hotel jest ładny – jadą dla marki, która zapewnia im dobry poziom usług i zajęć.

Takie hotele jak Bonifacio mają przyszłość, choćby dlatego, że nie mają konkurencji. Siła ich tkwi bowiem w programach i ludziach, którzy te programy tworzą. Pod dużymi miastami, jak Wrocław, Poznań, Gdańsk nie ma hoteli, w których łączą się te wszystkie funkcje, które można znaleźć u nas – i zajęcia sportowe z trenerami, i zajęcia dla dzieci z profesjonalnymi animatorami, opiekunami, aktorami, i dobra kuchnia, i zabiegi kosmetyczne. Stworzenie tego wszystkiego i utrzymanie jakości to jest ciężka robota. W hotelu pracuje nad tym 70 osób.

Na czym polega ten koncept? Bonifacio powstał z myślą o klientach aktywnych. Dla których mniej się liczy wielkość pokoju, bardziej możliwość spędzania czasu na powietrzu.

Sport, aktywność, zdrowy tryb życia to moja pasja. Wyrosłem w kulcie sportu, co mam po ojcu, który był mistrzem Polski w gimnastyce i znanym działaczem sportowym. Sam jestem po AWF-ie, zająłem się turystyką i narciarstwem. Wszystko co robię jest z tym związane. Dlatego bardzo mnie cieszy kiedy nasi klienci korzystają z możliwości jakie daje Bonifacio. Począwszy od spacerów z kijami po lesie z naszym trenerem, a na bieganiu, fitnesie i pływaniu kończąc.

Wzorujemy się między innymi na skandynawskiej koncepcji animacyjnej dla dzieci – pracujemy z nimi w terenie, blisko natury. Niezależnie od pogody dzieci są na świeżym powietrzu. Zajęcia jak w harcerstwie, podchody, a zabawki to kamienie, szyszki, gałęzie, kasztany, liście, mech. Uruchamiamy ich wyobraźnię.

Do tego mamy cały system lojalnościowy, którego celem jest zachęcanie dzieci, które jeżdżą z nami na narty do Włoch, żeby przyjeżdżały także z rodzicami w ciągu roku do naszego hotelu. Rocznie na narty wyjeżdża z BFC ponad tysiąc dzieci. Uczy ich jeździć zając Bonifacy, wielka maskotka. Poza tym codziennie mają zajęcia z innym zwierzakiem, który utożsamia inną dziedzinę. Dzik to artysta, sowa jest specjalistką od zagadek i nauki, wiewiórka to sportowiec, a sarenka – obieżyświat. Mamy też swoją piosenkę i własną książeczkę z bajką, a do tego jeszcze inscenizację tej bajki, w której występują wymienione zwierzęta. Na koniec turnusu zapraszają one dzieci do Bonifacio. Mamy tam przytulisko, w którym można zobaczyć żywe zwierzęta z naszej bajki, można je karmić i się z nim zaprzyjaźnić. To działa, 70 procent dzieci, które były z nami na nartach zimą wraca do nas latem do hotelu i odwrotnie – dzieci, które skorzystały z hotelu, chcą jechać zimą z nami na narty. Taki marketing jest najbardziej efektywny.

A co dla rodziców?

Stworzyliśmy program forest gym – zajęcia fitness i jogi w lesie, gdzie wykorzystujemy naturalne ukształtowanie terenu i same drzewa zamiast urządzeń jak w siłowni na sali. W Bonifacio można grać w siatkówkę, w piłkę wodną, wziąć udział w spływie kajakowym albo podchodach. Te zajęcia nie wymagają jakiejś nadzwyczajnej sprawności i kondycji, są dla wszystkich. Zajęcia grupowe są już wliczone w cenę pobytu, ale można też wynająć sobie instruktora i ćwiczyć z nim indywidualnie w sali lub w terenie.

Skoro tyle wysiłku, pomysłowości i pieniędzy włożył pan w przygotowanie tych programów, nie myśli pan o stworzeniu franczyzy? Jestem przekonany, że są hotele, którym przydałby się podobny pomysł do rozwinięcia biznesu.

Nie ukrywam, że myślę o tym. Mimo że nie nadaję tym moim działaniom jakiegokolwiek rozgłosu, inwestorzy zgłaszają się do mnie. Ale to nie pójdzie szybko, bo naszymi partnerami nie mogą zostać biznesmeni, którzy mają tylko pieniądze. To muszą być ludzie, którzy będą sobie zdawali sprawę, że to jest ciężka praca. Najlepiej, żeby mieli podobne firmy i doświadczenie. Ta sama jakość, która jest u nas, musi być pod Poznaniem czy pod Wrocławiem. I oczywiście muszą dysponować obiektem spełniającym kryteria do prowadzenia zajęć i obsługiwania gości według wypracowanych przez nas zasad.

Można by to wesprzeć grupą zakupową i wspólnym marketingiem.

Pewnie model finansowy Bonifacio też niejeden hotel chciałby skopiować?

Nasze przychody w połowie, a czasem nawet w 60 procentach, pochodzą z działalności innej niż sprzedaż noclegów – z programów eventowych, team buildingowych, zajęć w terenie, z restauracji, sprzedaży win i innych alkoholi, usług kosmetycznych prowadzonych na licencji firmy Clarins, masaży i indywidualnych zajęć fitness. Wynik ten to rezultat pracy świetnego zespołu, który prowadzimy wykorzystując wiedzę i doświadczenie nabytą przez 26 lat pracy w tym biznesie.

Maciej Szpot od 1992 roku prowadzi ze partnerem Łukaszem Adamowiczem biuro podróży BFC (skrót od Businessman Fun Club) specjalizujące się w wysyłaniu aktywnych rodzin na narty w Dolomity. Wyjazdy BFC charakteryzują się kompleksową organizacją – uczestnicy mają zapewnionych polskich instruktorów narciarstwa, zajęcia dla dzieci, kuchnię na wysokim poziomie, codzienny program apres ski. Duża część klientów to klubowicze. Firma ma tysiąc rodzin klubowych i około pięciu tysięcy klientów zimą.

Pozostało 97% artykułu
Noclegi
Ministerstwo rozwoju: We wrześniu opłata turystyczna
Noclegi
Kołobrzeski Sand zmienia się w Royal Tulip z piątą gwiazdką
Noclegi
„Zamknięte Mazury, szczyt covidowej bzdury” – hotelarze protestują pod KPRM
Noclegi
Barceló zapowiada ekspansję – szykuje 13 nowych hoteli
Noclegi
Wyspy Kanaryjskie bez turystów. Tak pusto jeszcze nie było