Wyciągnąć na wycieczki dzieci z rodzin patologicznych
Swoimi przemyśleniami na temat bonu podzielili się przysłuchujący się debacie przedstawiciele branży turystycznej. Prezes Turystycznej Organizacji Otwartej Alina Dybaś-Grabowska przywołała ostatnie statystyki dotyczące wykorzystania bonu, które mówią, że około 20 procent beneficjentów nawet go nie aktywowało. – Z naszych badań wynika, że większość rodzin, które do bonu nie dotarły, to rodziny skrajnie biedne lub patologiczne – mówiła Dybaś. – Bon turystyczny powinien nie tylko wspierać turystykę, ale przede wszystkim być społecznie użyteczny. Jeśli jest szansa, że choć część dzieci z tych rodzin mogłaby pojechać na wycieczkę, to może przydałaby się dobra kampania promocyjna skierowana do szkół, nauczycieli i dyrektorów, aby naciskali, walczyli, by każde dziecko pojechało na wycieczkę szkolną. Dzięki temu dzieci zobaczą trochę świata, uświadomią sobie, że można żyć inaczej, a my jako turystyka spełnimy w ten sposób bardzo istotną rolę społeczną - tłumaczyła.
Prezes TOO oczekuje również szczelniejszego systemu weryfikacji bonów, gdyż zdarza się, że są one nielegalnie wykorzystywane (np. na zakup zabawek w sklepie internetowym). Dybaś odniosła się też do turystyki senioralnej: – Uważamy, że warto ją wpierać, ale po sezonie, czyli od października do maja, kiedy hotele nie są w pełni wykorzystane.
Ekspertka platformy rezerwacyjnej Noclegi.pl Natalia Jaworska zwróciła uwagę, że na Węgrzech bon turystyczny jest finansowany przez sektor prywatny i ma formę odnawianej co roku karty debetowej, którą pracodawca kupuje pracownikom, otrzymując w zamian ulgi podatkowe. Węgrzy mogą wykorzystać zgromadzone na karcie pieniądze na kulturę i wyjazdy krajowe. Rozwiązanie to działa z sukcesem od 2011 roku.
– Cały system jest zdigitalizowany, co zmniejsza szarą strefę, ale też tworzy nowe miejsca pracy w turystyce, bo do obsługi turystów potrzeba więcej osób. Można wziąć to pod uwagę w kontekście rozwijania naszego bonu – podpowiadała Jaworska.
A co z wczasami pod gruszą?
Doktor Krzysztof Łopaciński z Instytut Turystyki Szkoły Głównej Turystyki i Hotelarstwa Vistula zwrócił z kolei uwagę na rozwiązania niemieckie i francuskie, między innymi na dopłaty do schronisk młodzieżowych.
– Schronisko młodzieżowe to ważny element wycieczki szkolnej, bo ani hotele, ani schroniska górskie nie są przygotowane na przyjęcie dużych grup dzieci i młodzieży. Musimy o nim pamiętać, rozmawiając o programach finansowania z budżetu publicznego – wskazywał Łopaciński.
– Musimy też zdefiniować na nowo cel bonu. Chciałbym zwrócić uwagę, że jego wprowadzenie nie zwiększyło liczby osób wyjeżdżających, przesunęło jedynie ciężar z wyjazdów indywidualnych do krewnych czy na działkę na te organizowane przez sektor turystyczny. W ciągu ostatnich 12 lat liczba osób, które deklarują, że nie wyjechały z powodów finansowych, spadła z 50 procent w roku 2012 do 14 procent w roku 2019, ale teraz znów skoczyła do 21 procent i to zjawisko będzie postępować. Dlatego bon turystyczny musi być oparty nie na koncepcji, by pomóc Polakom wyjeżdżać, ale by spowodować, żeby ci, którzy wyjeżdżali, nie przestali wyjeżdżać, bo rośnie grupa osób, które mówią, że nie mają ochoty wyjeżdżać.
– W naszej dyskusji często pojawiał się wątek inflacji. Inflacja jest w tej chwili główną barierą uczestniczenia w turystyce, dlatego jestem bardzo sceptyczna odnośnie do tego, czy w tym budżecie znajdą się środki i czy w ogóle powinny się znaleźć – mówiła profesor Szkoły Głównej Handlowej Hanna Zawistowska. – System wspierania turystyki nie jest jednak niczym nowym, funkcjonuje od lat czterdziestych dwudziestego wieku w formie na przykład funduszu wczasów pracowniczych i zakładowych ośrodków wypoczynkowych, a reguluje go ustawa o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych. W jej obecnym kształcie środki mogą iść na turystykę krajową, zagraniczną, system ten wymagałby więc generalnej zmiany. Warto byłoby przyjrzeć się ustawie i zastanowić, co i jak w niej zmienić, by wesprzeć turystykę w szczególności krajową i głównie po sezonie turystycznym - postulowała profesor.
Bony dla Ukrainy
– W czasie pandemii bon rzeczywiście był wsparciem dla branży turystycznej, ale nie mówmy już o wspieraniu, nie mówmy o pomocy, ale o inwestowaniu w turystykę – włączył się do dyskusji dyrektor regionalny Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego i dyrektor Grand Hotelu Kielce Piotr Dwurnik.
Krzysztof Jędrocha, który prowadzi trzygwiazdkowy hotel w centrum Krakowa, ostatnio gościł w nim także grupy szkolne. - W czerwcu były gotowe płacić 220 złotych za dwuosobowy pokój ze śniadaniem. Do głowy by mi nie przyszło, że ktoś może zapłacić ponad 400 złotych za dwa noclegi dziecka. To pokazuje, że skłonność rodziców do wydawania pieniędzy na wycieczki jest znacząco większa niż dawniej. To pokazuje również, że nie doceniamy, tak jak nie docenialiśmy w 2021 roku, potencjału rynku wewnętrznego. Kiedy w pandemii ludzie ruszyli w Polskę, otwieraliśmy oczy ze zdumienia, ile są w stanie zapłacić za pobyt nad morzem czy w mieście, gdziekolwiek. Teraz mamy taką samą sytuację, może ona oczywiście ulec szybkiej zmianie z powodu inflacji i kryzysu, ale to nie znaczy, że tych pieniędzy na rynku całkiem nie ma - mówił hotelarz.
- Nie zgadzam się z tym, co powiedział Krzysztof. W maju i czerwcu mieliśmy kumulację wycieczek szkolnych, tymczasem częściowo obiekty noclegowe zapełnili uchodźcy z Ukrainy, organizatorzy szukali więc wolnych obiektów i byli skłonni zapłacić każde pieniądze. To była wyjątkowa sytuacja, która, myślę, szybko się nie powtórzy - zaoponowała Barbara Czerwińska.
- Pod względem wycieczek szkolnych ten rok był wyjątkowy, bo wyjeżdżały pełne autokary i pełne klasy, może też dlatego, że wcześniej wyjazdów długo nie było. Mamy jednak problem z dziećmi z Ukrainy. Zdarza się, że ukraińskich uczniów nie stać na opłacenie wycieczki szkolnej. Zgłaszają się do nas nauczyciele z prośbą o zasponsorowanie wyjazdu. Niestety, nie są w stanie sponsorować aż tak dużo wyjazdów. Jak mówił prezydent Sopotu w wywiadzie, 20 procent uchodźców w jego mieście to dzieci w wielu szkolnym i to też jest sygnał dla wszystkich organizatorów turystyki dziecięcej, że z tymi dziećmi coś należałoby zrobić. Może zastanówmy się, czy bon nie powinien trafić do dzieci ukraińskich, które przyjechały do Polski i być może już tu zostaną. Już dziś pukają do nas organizacje, prosząc o zorganizowanie wyjazdów integracyjnych dla dzieci polskich i ukraińskich – zasygnalizowała nowy problem Czerwińska.
Oprac. Nelly Kamińska