Z danych organizacji turystycznej Turespaña wynika, że w lipcu hiszpańskie lotniska obsłużyły 9,2 miliona pasażerów - podaje portal branży turystycznej Hosteltur. To o 11,8 procent mniej niż w tym samym czasie 2019 roku, ale ponad dwa razy więcej niż przed rokiem. W swojej analizie Turespaña zwraca uwagę na sześć wiodących regionów turystycznych kraju - Wyspy Kanaryjskie, Baleary, Katalonię, Madryt, Walencję i Andaluzję. Ich łączny udział w rynku turystyki przyjazdowej wynosi 97,1 procent. W lipcu gości było w tych prowincjach nadal o 11,7 procent mniej niż w 2019 roku.
Czytaj więcej
Klimatyzatory latem nie mogą być ustawione na temperaturę niższą niż 27 stopni Celsjusza, a wieczorem ma gasnąć oświetlenie zabytków – to tylko dwie z zasad wprowadzonych przez władze Hiszpanii, mające prowadzić do oszczędzania prądu.
W siódmym miesiącu roku sytuacja najlepiej wyglądała na Kanarach, gdzie zanotowano o 2,5 procent więcej przyjazdów niż przed wybuchem pandemii. Na Balearach przyjezdni co prawda dopisali, ale do wyniku sprzed trzech lat brakowało 3,4 procent. Najsłabiej na tym tle wypada Katalonia, gdzie podróżnych było o 20,4 procent mniej w porównaniu z lipcem 2019 roku.
Pod względem liczby przylotów tanimi liniami wygrywają Baleary z udziałem w rynku na poziomie 28 procent. Właśnie przewoźnicy niskokosztowi zdominowali lipcowe przyjazdy do Hiszpanii – w sumie skorzystało z nich 58,6 procent pasażerów. To nadal o 9,5 procent mniej niż przed pandemią. Na tym tle przewoźnicy tradycyjni wypadają jednak jeszcze słabiej – do całkowitego odbudowania ruchu notowanego w 2019 roku potrzebowali o 14,9 procent pasażerów więcej.
W analizowanym okresie 51 procent turystów pochodziło z Unii Europejskiej, a najszybciej odbudowującymi się rynkami źródłowymi były Francja (0,8 procent mniej niż w 2019 roku), Portugalia (0,9 procent mniej) i Belgia (1,1 procent mniej). Na drugim biegunie – mowa o krajach, które miały największe spadki wobec 2019 roku – znalazły się Stany Zjednoczone (16 procent mniej) i Niemcy (15 procent mniej).