Danuta Walewska "Rzeczpospolita": Z PPL odchodzi ponad jedna czwarta załogi, która skorzystała z możliwości wzięcia wysokich odpraw. Nie obawia się pan, że funkcjonowanie największego polskiego lotniska zostanie zdezorganizowane?
Michał Kaczmarzyk, dyrektor naczelny Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze:
Do odejść jesteśmy dobrze przygotowani, a praca PPL poprawi się po tej restrukturyzacji. Zmieniła się struktura organizacyjna firmy, jest o wiele bardziej spłaszczona. Wyeliminowane zostały dublujące się etaty. Już teraz poprawiły się nasze relacje z liniami lotniczymi, które dobrze przyjmują te zmiany. I nie mówię jedynie o naszym największym kliencie, LOT-cie, ale także przewoźnikach, którzy rzadziej korzystają z naszego lotniska. Szybciej podejmujemy decyzje, nie powielamy już w firmie obowiązków. Wcześniej zdarzało się, że decyzje w ważnych sprawach były podejmowane miesiącami, albo wcale.
Z PPL odchodzą nie tylko pracownicy administracji, ale i operacyjni, o których mówił pan wcześniej, że są potrzebni. Czy na pewno nie będzie zakłóceń w funkcjonowaniu lotniska Chopina?
Rzeczywiście, odchodzi duża część pracowników operacyjnych i jest to dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo warunki, jakie ci ludzie mieli w PPL były naprawdę bardzo dobre, trudno im będzie znaleźć choćby zbliżone. Żeby nie odczuć ich braku, wzorem nowoczesnych lotnisk zdecydowaliśmy się na outsourcing obsługi parkingów, obsługi administracyjnej kilku obiektów oraz część kontroli bezpieczeństwa także przy przejściach służbowych i bramach wjazdowych na lotnisko.