W środę w Warszawie w hotelu Renessaince przy Lotnisku Chopina odbyło się z inicjatywy prezesa Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze" Mariusza Szpikowskiego spotkanie z przedstawicielami największych biur podróży i linii lotniczych. Gospodarz zapowiedział na nim - nie pierwszy zresztą raz, ale pierwszy w tym gronie – swoim gościom, że w ciągu dwóch lat będą musieli opuścić Lotnisko Chopina.
No Okęciu przesiadki ważniejsze
Jak tłumaczy w rozmowie z naszą redakcją, wprawdzie warszawski port będzie w najbliższym czasie jeszcze rozbudowany, ale i tak nie pomieści wszystkich pasażerów, którzy będą chcieli z niego odlecieć. W stosunku do prognozowanego ruchu zabraknie miejsca dla co najmniej 5 milionów a być może nawet dla 15 milionów pasażerów. Dlaczego? Ma to związek z budową pod Warszawą Centralnego Portu Komunikacyjnego, w tym Centralnego Portu Lotniczego - na Lotnisku Chopina trzeba wytworzyć ruch o odpowiedniej skali, który później będzie przeniesiony do Baranowa – tłumaczy Szpikowski. Ponieważ w pierwszym etapie CPK (według Szpikowskiego ma być otwarty w 2028 roku) będzie mógł przyjmować 45 milionów pasażerów rocznie, prezes PPL zamierza zapewnić mu zajęcie już na starcie.
Czytaj też: "Lotniska. Korzyści z portów przesiadkowych".
- Przy tym trzeba pamiętać, że głównie będzie to ruch przesiadkowy. Już dzisiaj 30 procent pasażerów na Lotnisku Chopina to pasażerowie tranzytowi – mówi Szpikowski. - Dążymy, żeby ich udział był większy. W najbliższych latach zmieni się więc funkcjonalność lotniska w Warszawie.
W tej sytuacji - zdaniem Szpikowskiego - interes biur podróży i przewoźników czarterowych czy low costowych schodzi na plan dalszy, na pierwszym miejscu jest bowiem interes całego kraju.