Jak podało Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) tegoroczny zysk linii lotniczych wyniesie 35,6 miliarda dolarów. W przyszłym roku zmaleje on do 29,8 miliarda, a na każdym pasażerze zarobią one średnio 7,54 dolara.
W wypadku linii europejskich zysk zmniejszy się z 7,5 miliarda w roku 2016, do 5,6 miliarda dolarów w roku 2017. Na każdym pasażerze zarobią one odpowiednio 7,84 dolara w 2016 i 5,65 dolara w 2017. Dla porównania - przewoźnicy w Ameryce Północnej zarobią po 22,40 (2016) i 19,58 dolara (2017). Tyle że linie amerykańskie do perfekcji doprowadziły metody obciążania klientów najróżniejszymi opłatami, które w Europie są nie do pomyślenia u przewoźników tradycyjnych, takich jak LOT czy Lufthansa, a jedynie dopuszczalne w liniach niskokosztowych.
Główne powody mniejszego zysku w roku przyszłym, to przede wszystkim wyższe ceny paliwa i rosnące koszty pracy, które globalnie wzrosną z 153 miliarda do 163 miliardów dolarów. Wynika to nie tylko z rosnących zarobków pracowników w tej branży, ale również i zwiększenia zatrudnienia.
Według prognozy IATA baryłka ropy podrożeje średnio z 44,6 dolara w 2016 roku do 55 dolarów w 2017. – Ale po stronie kosztów szczególnie niepokojący jest wzrost obciążenia linii europejskich, wynikający z niewydolności przestrzeni powietrznej, która obniża zysk o 2,8 miliarda euro, a pasażerów kosztuje 4,875 miliarda euro, o 68 milionów więcej niż w 2016 i aż o 193 milionów euro więcej niż w 2015 roku – mówi Brian Pearce, główny ekonomista IATA.
Jego zdaniem oburzające jest traktowanie branży lotniczej przez władze państw jak „dojnej krowy" i nieustanne nakładanie na nią najróżniejszych podatków i opłat. W tym roku ich łączna wysokość sięgnie 117 miliardów dolarów, a w roku przyszłym 123 miliardów dolarów. Jego zdaniem wprawdzie linie lotnicze będą operowały w trudniejszych warunkach, to jednak ceny biletów nadal będą spadać, a wypełnienie samolotów nieznacznie się zmniejszy - z 82,2 procent do 79,8 procent.