Rząd Hiszpanii ogłosił, że osoby przyjeżdżające do kraju z obszarów uznanych za ryzykowne w kontekście rozprzestrzeniania się koronawirusa, będą mogły przedstawić przy wjeździe negatywny wynik testu typu TMA (Transcription-Mediated Amplification – izotermiczna amplifikacja materiału genetycznego). Informację podają hiszpańskie media, w tym portal branży turystycznej Tourinews. Ich skuteczność jest podobna do testów PCR, ale są nieco tańsze. Turyści nadal mogą wykonywać również testy PCR.
Nowe zasady zakładają też, że wyniki badań mogą być przedstawione nie tylko po hiszpańsku czy angielsku, ale również po niemiecku i francusku. Dodatkowo w rozporządzeniu zapisano, że dzieci poniżej szóstego roku życia nie będą kontrolowane pod kątem zdrowotnym przy przekraczaniu granicy.
CZYTAJ TEŻ: Hiszpania wprowadza obowiązkowe testy na koronawirusa
Badania TMA wykonuje się podobnie jak PCR – od pacjenta pobiera się wymaz z nosa. Tę technikę diagnostyczną opracowała hiszpańska firma Grifols, dzięki niej można uzyskać wyniki o dwie godziny szybciej niż przy badaniu PCR.
Od 23 listopada podróżujący do Hiszpanii muszą przedstawić na granicy negatywny wynik testu na koronawirusa. Do wczoraj akceptowane były tylko badania PCR, choć na Wyspach Kanaryjskich od 9 grudnia wystarczy pokazać wynik szybkiego badania antygenowego. Decyzję w tej sprawie rząd Kanarów podjął autonomicznie. O taką regulację zabiegali nie tylko tamtejsi politycy, ale też lokalna i zagraniczna branża turystyczna. Testy na przeciwciała są tańsze i szybsze niż PCR.