Co dalej z klasyczną działalnością touroperatorską w dobie cyfryzacji? Pyta prezes Instytut Badań Rynku Turystycznego Traveldata Andrzej Betlej w swoim najnowszym cotygodniowym materiale. Wprawdzie nie odpowiada na to pytanie, ale pokazuje, jakie niekorzystne dla biur podróży tendencje zachodzą na europejskim rynku turystyki wyjazdowej.
Wycieczki dają coraz mniej zarobić
Ekspert zaczyna od przypomnienia słów prezesa grupy TUI Fritza Joussena, że Thomas Cook upadł, bo się nie zmieniał.
Jak wyjaśnia, wbrew sugestiom niektórych branżowych mediów koncern wcale nie upadł z powodu kurczowego trzymania się przestarzałego modelu dystrybucji, czyli tradycyjnej sieci sprzedaży złożonej z salonów firmowych i zbyt małego udziału internetu. Pod tym ostatnim względem, co jasno wynika z jego raportów, prezentował się całkiem dobrze, nie ustępując np. TUI Group, a przewyższając wielu innych touroperatorów.
Również – przekonuje – znaczna liczba własnych salonów firmowych nie osłabiała Thomasa Cooka, gdyż jako kanał sprzedaży są one często bardziej efektywne od sprzedaży agencyjnej, a na dodatek pełnią istotną funkcję marketingową, dzięki obecności elementów firmowej wizualizacji w wielu eksponowanych miejscach. Warto zauważyć, że właśnie te salony stosunkowo szybko po upadku Cooka znalazły nabywców i to w postaci profesjonalnych sieci dystrybucji produktów turystycznych („Hays Travel bierze sklepy Thomasa Cooka”).
Thomasa Cooka pogrążyło – wskazuje Betlej – połączenie dwóch bardzo niekorzystnych czynników. Jeden to ogromna luka w finansach, a drugi to jego tradycyjna touroperatorska struktura biznesu. Przy czym ten drugi czynnik blokował naprawę tego pierwszego.