Michael Röntzsch to niemiecki ekspert turystyczny, który mocno angażuje się w życie branży. W czasie lockdownu stworzył wraz z Timo Iserlohem portal Deutschland-Mein Urlaub, który łączy agentów z hotelami i w ten sposób zwiększa przychody obu stron. Zorganizował też bez pomocy touroperatorów dwa wyjazdy dla agentów na Majorkę, by udowodnić, że podróżowanie jest bezpieczne i możliwe mimo rozprzestrzeniania się koronawirusa. Wprawdzie liczył na tysiąc chętnych, ale ostatecznie na wycieczkę zdecydowało się 72 doradców turystycznych.
Teraz Röntzsch wyszedł z propozycją utworzenia spółdzielczego biura podróży – pisze niemiecki portal branży turystycznej Reisevor9. Jego właścicielami mieliby być agenci. Pomysł był omawiany na wspomnianych wyjazdach, są już nawet pierwsi zainteresowani.
CZYTAJ TEŻ: Agenci do touroperatorów: Więcej marchewki, mniej kija
Jak mówi ekspert, dzięki stworzeniu takiego biura, można by uzyskać pewną niezależność od „zwykłych” touroperatorów. Każdy agent działający stacjonarnie miałby możliwość przyłączenia się do projektu. Röntzsch przyznaje, że stworzenie takiego przedsiębiorstwa zajęłoby trochę czasu, na pewno nie udałoby się też stworzyć oferty wyjazdów do każdego z miejsc, jakie są dziś dostępne na niemieckim rynku, ale mimo że sytuacja nie jest najlepsza, branża nigdy nie miała lepszej okazji, by się zorganizować na nowo.
Ekspert podkreśla, że wszyscy zdają sobie sprawę z ryzyka wynikającego z obecnego podziału rynku. Kolejni duzi touroperatorzy mogą splajtować, a agenci liczyć na utrzymanie statusu przedstawiciela handlowego tylko w perspektywie średnioterminowej. Chodzi o zachowanie tych samych cen w każdym kanale sprzedaży. Kiedy pojawią się ceny netto, wszyscy z wyjątkiem dużych portali mogą znaleźć się w trudnej sytuacji. Żeby ustrzec się przed tym, agenci stacjonarni powinni wziąć sprawy w swoje ręce. Röntzsch zapowiada prowizje na przyzwoitym poziomie, brak wojen cenowych, opłaty za poradę wliczone w cenę wycieczki – jednym słowem, branża powinna wrócić do swoich korzeni.