– Wzywam kraje członkowskie, by w najbliższych dniach doszły do porozumienia. Nadszedł czas rozwiązań. Jesteśmy to winni mieszkańcom Europy – mówi Jourova cytowana przez niemiecki dziennik „Die Welt”.
Na początku września Komisja Europejska opublikowała swoje zalecenia odnośnie do wprowadzania ograniczeń podróży i spójnych kryteriów, na podstawie których poszczególne regiony byłyby uznawane za ryzykowne. Doświadczenia z wiosny, kiedy rządy podejmowały decyzje indywidualnie, pokazują, że metoda się nie sprawdza i prowadzi do chaosu. Wtedy skutkiem były m.in. kilometrowe kolejki na przejściach granicznych. – Potrzebujemy jasnego systemu opartego na kolorach zielonym, żółtym i czerwonym, a nie kalejdoskopu pojedynczych regulacji – dodaje Jourova. W zależności od tego, jakim kolorem oznaczony byłby dany obszar, obowiązywałyby różne obostrzenia podróży. Wśród tych ostatnich znajdują się zalecenia wykonywania testów lub poddania się kwarantannie.
CZYTAJ TEŻ: Ministrowie turystyki domagają się jednolitych zasad podróżowania
Jourova zdecydowanie opowiada się przeciwko zamykaniu granic. – Pewne ograniczenia są oczywiście konieczne, ale trzeba powiedzieć jasno, że koronawirus jest w całej Europie, nie zapanujemy nad nim zamykając granice, ale współpracując – podkreśla. Wielu Europejczyków każdego dnia korzysta ze swobody podróżowania po Unii, np. studenci czy osoby pracujące w jednym kraju, a mieszkające w innym.
„Die Welt” powołuje się na źródła dyplomatyczne, które zdradzają, że w najbliższy wtorek, 13 października, 27 krajów członkowskich ma przyjąć wspólne kryteria oceny ryzyka podróży. Dziś mają się na nie zgodzić ambasadorowie unijni.