Chcą postawić na przyjezdnych gotowych wydawać większe pieniądze i zerwać z opinią kraju przyjaznego „plecakowiczom”, którzy za 100 dolarów potrafią przetrwać kilka miesięcy, i dla chińskich grup turystycznych.
Zamknięcie granic z powodu pandemii spowodowało wielkie kłopoty całej branży turystycznej w kraju. Jeden po drugim bankrutowały tanie hotele i pensjonaty. Kryzys sięgnął też hoteli średniej klasy w Bangkoku. Teraz biznes powoli zaczyna się odbudowywać, ale tylko obiekty pięciogwiazdkowe zaczynają zachęcać gości do przyjazdu. Oczywiście dopiero wtedy, kiedy granice zostaną otwarte.
— Kiedy tylko otworzymy granice chcemy stworzyć „turystyczne bańki’, miejsca w których przyjezdni będą czuć się bezpiecznie. Wtedy też zamierzamy cały wysiłek marketingowy skierować na konsumentów zamożnych i na promowanie turystyki medycznej — mówi w wywiadzie dla „Bangkok Post” minister turystyki Tajlandii Phiphat Ratchakitprakarn.
CZYTAJ TEŻ: Dominikana reaktywuje turystykę
Tajski rząd chce zacząć odbudowę po pandemii od zezwolenia na przyjazdy małych grup turystycznych i turystów biznesowych. Klientów szukają w bazach danych 5-gwiazdkowych ośrodków turystycznych, głównie na wyspach Phuket, Ko Samui, Phangan i Phi Phi. Jako pierwsza ma szansę otworzyć się wyspa Phuket na południu kraju, gdzie ośrodków najwyższej klasy jest najwięcej.
Nie jest również wykluczone, że przyjezdni będą musieli poddać się testom na obecności wirusa COVID-19 i to dwukrotnie: raz przed przyjazdem i ponownie po wylądowaniu w Tajlandii. Wtedy będą mogli wybrać sobie jeden z ośrodków wyznaczonych przez władze i pozostać tam przynajmniej przez dwa tygodnie, chociaż podczas pobytu mogą poruszać się po wyspie bez ograniczeń, do czasu kiedy minie czas ich kwarantanny.
Według ministra akcja marketingowa skupi się na pobytach w okresie listopad-luty, kiedy w Stanach Zjednoczonych i w Europie jest zimno. Ale rozważane jest również dotarcie do zamożnych Chińczyków w kilku prowincjach. Testowe grupy miałyby stamtąd przyjechać do Tajlandii nawet już w sierpniu, tyle że jest to miesiąc monsunu, mało atrakcyjny dla turystów. Na razie jednak, przynajmniej do 30 czerwca, granice Tajlandii pozostaną zamknięte dla wszystkich przyjezdnych, poza osobami podróżującymi z wyjątkowych i uzasadnionych powodów.
Tajlandia nie jest jedynym azjatyckim krajem, który boryka się z problemami związanymi z otwarciem turystyki. Restrykcje dotyczące przyjazdów obowiązują również w pozostałych krajach Azji, w tym w Japonii, a i Australia pozostaje zamknięta.
ZOBACZ: Australia zamknięta do 2021 roku
Tajowie liczą, że przy zaplanowanej strategii otwarcia uda im się ściągnąć do kraju w tym roku około 10 milionów turystów, czyli jedną czwartą tego, co przyjechało w 2019 roku. Według prognoz Ministerstwa Turystyki wpływy z tego tytułu mają szanse wynieść 39,6 mld dolarów, o 59 procent mniej, niż rok wcześniej. W tej sytuacji turystyka będzie miała tylko 6 procent udziału w tajskim PKB w porównaniu z 18 procentami w 2019 roku.
Minister Phiphat ma nadzieję, że obecny kryzys będzie miał też dobre strony – rozwiąże problem zatłoczonych plaż, świątyń i najpopularniejszych zabytków. Mniejszy ruch turystyczny pozwoli także odbudować się rafom koralowym, uda się zwiększyć populację żółwi, które składają jaja na plażach, zachęci różowe delfiny i manty do powrotu do wybrzeży kraju.
— Jeśli nie wykorzystamy tej szansy do odbudowania godnej turystyki, Tajlandia na całe lata będzie przegrana. W tej chwili jesteśmy gotowi do resetu całego naszego systemu turystycznego — mówi minister.