Kolejne kraje ogłaszają, że aby wjechać na ich terytorium, podróżny musi przedstawić negatywny wynik testu na koronawirusa. Badania często trzeba robić niemal tuż przed wyjazdem, co nie zawsze jest możliwe. To sprawia, że zaczyna kwitnąć czarny rynek handlu gotowymi ujemnymi wynikami.
Jak podaje amerykański dziennik „USA Today” w swoim elektronicznym wydaniu, w zeszłym tygodniu francuska policja aresztowała siedem osób za sprzedawanie fałszywych wyników testów na lotnisku Charlesa de Gaulle’a w Paryżu. Oszuści mieli żądać za nie od 180 do 360 dolarów. Jeśli wina zostanie im udowodniona, mogą spędzić w więzieniu do pięciu lat, a grzywna może wynieść prawie pół miliona dolarów. Sprawa wyszła na jaw przy okazji dochodzenia prowadzonego wobec pasażera lecącego do Etiopii, który miał fałszywy dokument.
CZYTAJ TEŻ: Ukraina: Biura podróży sprzedają wyniki testu na Covid-19
Podobny problem pojawił się w Ameryce Południowej. W październiku policja aresztowała czterech brazylijskich turystów, którzy przedstawili fałszywe wyniki testów po przylocie prywatnym samolotem na archipelag Fernando de Noronha u północnych wybrzeży kraju.
By wjechać na wyspy, trzeba okazać badanie wykonane w czasie nie dłuższym niż 24 godziny. Po przylocie turyści przedstawili testy wykonane trzy dni wcześniej, ale na ich podstawie nie zostali wpuszczeni na archipelag. Odmówili poddania się testom ponownie, okazali natomiast kolejne badania, na których widniała inna data wykonania – to wzbudziło podejrzenia. Telefon do laboratorium potwierdził, że sfałszowali datę, za co zostali aresztowani.