Mark Tanzer, prezes brytyjskiej organizacji branżowej ABTA, uważa że szybki upadek Thomasa Cooka może sugerować, że 200 milionów funtów kredytu ze środków publicznych, które były potrzebne do zatwierdzenia przez banki procesu restrukturyzacji, nie wystarczyłoby, by uratować touroperatora. Rząd podjął więc słuszną decyzję, odmawiając wsparcia - pisze portal branżowy Travel Weekly.
- Jeśli zrobiłoby się to dla Thomasa Cooka, trzeba by postąpić identycznie z innymi firmami, które miałyby kłopoty - twierdzi.
Zapytany, czy ABTA i branża ponoszą część odpowiedzialności za niepowodzenie touroperatora, odpowiada, że firmy muszą same podejmować decyzje ekonomiczne w odniesieniu do partnerów, z którymi współpracują. Kiedy spojrzy się na bilans księgowy dowolnego przedsiębiorstwa, dokładnie widać jego sytuację. Na tej podstawie należy zdecydować, w jakim stopniu chce się angażować w biznes z nim i jakiego kredytu mu udzielić (np. hotele współpracujące z Thomasem Cookiem, godziły się na odroczenie płatności o 90 dni - red.) – wyjaśnia. - Informacje o sytuacji finansowej Cooka nie były żadną tajemnicą. Nie sądzę, aby branża czy ABTA jako organizacja, miały decydować, czy dana firma ma prawo prowadzić sprzedaż jego wycieczek, czy nie. Uważam, że branża powinna sama wiedzieć, z kim prowadzi interesy – dodaje.
Tanzer mówi, że upadek Thomasa Cooka spowodował duży wydatek funduszu zabezpieczającego podróże lotnicze, dlatego należy spodziewać się, że ubezpieczyciele podniosą teraz stawki udzielania gwarancji. Z drugiej strony prezes jest przekonany, że zasoby funduszu można odbudować nawet na podstawie obecnej wysokości składek, bo na rynku jest niewiele firm, które mają taką skalę działania jak Cook. Nawet gdyby doszło do kolejnej upadłości, nie obciążyła by ona tak mocno funduszu.