Tani norweski przewoźnik rozwijał się dotąd szybko w Europie. Z mniejszych lotnisk w Skandynawii, ze Sztokholmu i Oslo, zaczął oferować jednak też loty międzykontynentalne. Miał ambicje uruchomienia tras z większych ośrodków, np. z Londynu, ale do tego potrzebuje zezwolenia od amerykańskiego resortu transportu dla zagranicznych linii lotniczych. Wystąpił o nie w lutym, ale dotychczas go nie dostał.
W liście z 23 kwietnia do irlandzkiego ministra transportu prezes Björn Kjos stwierdził, że amerykańskie władze „nie dały nam innego wyboru poza wstrzymaniem negocjacji o zakupie 20 samolotów B787 Dreamliner, które miały być zarejestrowane w Irlandii". Dalsza zwłoka albo odrzucenie wniosku przewoźnika może zmusić go do rezygnacji z zamiaru stworzenia w Irlandii międzynarodowej linii lotniczej dalekiego zasięgu — dodał Norweg.
Norwegian mający siedzibę w Oslo wybrał Irlandię na zarejestrowanie swego działu transportu międzykontynentalnego, bo musi mieć siedzibę w kraju Unii Europejskiej, aby działać na podstawie porozumień lotniczych Unii ze Stanami, a Norwegia nie należy do Unii. Jej przewoźnik planował uruchomienie w kwietniu lotów z Londynu i ze Skandynawii za pośrednictwem nowej filii w Irlandii.
Zamiar uruchomienia lotów przez Atlantyk stał się wzorcowym przypadkiem polityki konkurencji na jednym z najbardziej zatłoczonych rynków transportu powietrznego. Plany Norwegów wywołały zaciekłą krytykę amerykańskich i europejskich linii lotniczych, a także związków zawodowych, które twierdzą, że Norwegian chce ominąć unijne przepisy pracownicze, bo rejestruje samoloty w Irlandii, a pracowników w lokalnych biurach zatrudnił w Europie, Azji i USA.
- Wygląda na to, że sprawa nabrała w USA politycznego zabarwienia — stwierdził Kjos i zwrócił się do rządu Irlandii o pomoc w znalezieniu rozwiązania.