Dwa tygodnie temu Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Lotniczego (IATA) skorygowało swoją grudniową prognozę w dół – zyski światowych linii lotniczych mają wynieść łącznie 3 mld dolarów, o 500 mln dolarów mniej niż zakładano cztery miesiące temu.
Kryzys w Europie okazał się głębszy, ceny paliw wzrosły bardziej, niż się spodziewano - baryłka ropy kosztuje ponad 120 dolarów wobec grudniowych prognoz na poziomie 99 dol. Doprowadziło to do sytuacji, że wydatki przewoźników na paliwa wynoszą 34 proc. wszystkich kosztów operacyjnych.
Linie lotnicze kupią w tym roku łącznie paliwo za 213 mld dol. Przy tym sytuacja w krajach Bliskiego Wschodu nadal jest napięta, więc nie ma co liczyć, że ropa szybko stanieje. Zazwyczaj jest tak, że wyniki przewoźników na świecie są ściśle związane z wynikami gospodarczymi. Z danych historycznych wynika, że kiedy globalny PKB kurczy się o 2 proc., światowe lotnictwo przynosi straty.
Nie jest jednak aż tak źle, jak IATA prognozowała w swoim pesymistycznym scenariuszu. Europa wprawdzie zawiodła, ale wyraźnie poprawiła się sytuacja w USA, przestały spadać przewozy towarowe. Linie wymieniają samoloty na bardziej nowoczesne, chociaż niektórzy przewoźnicy odkładają odebranie zamówionych maszyn. Jednocześnie IATA zakłada, że popyt na podróże lotnicze wzrośnie w tym roku o 4,2 proc., to jest o 0,2 proc. więcej niż w grudniowej prognozie.
Jest to wyraźnie efekt wysiłków przewoźników, którzy dwoją się i troją, aby zachęcić do latania. Tajlandzkie linie Thai Airways na trasie Kopenhaga-Phuket/Bangkok przesadzają pasażerów klasy biznes do luksusowej pierwszej, bez żadnych dodatkowych opłat. Inne azjatyckie linie, robiących zakupy na pokładzie szczodrze obdarowują, a borykający się z kłopotami Austrian Airlines pamięta o urodzinach często latających pasażerów i wysyła im oprócz życzeń także voucher pokrywający część kosztów zakupu biletu na kolejną podróż.