W odróżnieniu od innych połączeń przez granicę, projekt uruchomienia tego pociągu za 11 mld dolarów wywołał znaczne kontrowersje w Hongkongu, bo władze tego terytorium musiały pierwszy raz odstąpić Chinom część swej jurysdykcji. Pasażerowie wchodzący do modernistycznego budynku dworca będą musieli mieć w dokumentach pieczątki chińskich urzędników imigracyjnych i będą podlegać chińskiemu prawu w pociągu jadącym z prędkością 200 km/h. Władze Hongkongu i Pekinu uzasadniły to nietypowe rozwiązanie jednorazowym charakterem, dostrzegając korzyści logistyczne i gospodarcze.
Krytycy twierdzą natomiast, że ta kolej jest symbolem integrowania Hongkongu z Chinami po jego powrocie w 1997 r. pod chińskie panowanie z gwarancjami szerokiej autonomii i swobód, jakich nie ma nigdzie indziej w Chinach, włącznie z niezależnym systemem prawnym. — Obawiam się, że Hongkong nie będzie już Hongkongiem — stwierdził zagorzały demokrata i adwokat Martin Lee, który zwalczał w sądach ten projekt. Jego zdaniem, Hongkongowi grozi utrata atrakcyjności ośrodka finansowego chronionego rządami prawa, bo Pekin dąży do włączenia miasta w rozległe zaplecze delty Rzeki Perłowej wraz z innymi dziewięcioma chińskimi miastami, tworzącymi strefę Większej Zatoki.
Czytaj także: "Hongkong – najszybszy wzrost od siedmiu lat".
W tym roku będzie uruchomionych kilka innych projektów infrastruktury, w tym most za 20 mld dolarów łączący Makau z Zhuhai, a Pekin współpracuje już z gigantem od technologii Tencent, aby umożliwić w przyszłości mieszkańcom używanie zamiast dokumentów aplikacji WeChat w telefonach bezprzewodowych przy przekraczaniu granicy.
- Hongkong pogrąży się całkowicie w Większej Zatoce i nie wiemy, jak to będzie wyglądać — stwierdził 80-letni Lee, jeden z założycieli Partii Demokratycznej. — To niepokojące. Hongkong stanie się mrówką włożoną do pudła.