Wypłaty odszkodowań unikną ci przewoźnicy, którzy o odwołaniu rejsu powiadomią pasażerów nie mniej niż 14 dni przed odlotem. Jeśli taka informacja dotrze do nas później – od 13 do 7 dni przed planowanym startem – przewoźnik musi zaproponować lot, który wystartuje nie więcej niż 2 godziny wcześniej niż to na początku zakładano, a na miejsce dotrze z opóźnieniem mniejszym niż 4 godziny.
Wypłata odszkodowania za bilet anulowany mniej niż 7 dni przed datą podróży nie przysługuje tylko w jednym przypadku: jeśli przewoźnikowi uda się zorganizować lot zastępczy, który wystartuje nie więcej niż godzinę wcześniej i wyląduje zanim od pierwotnie zakładanego terminu przylotu upłyną 2 godziny.
Diabeł tkwi w szczegółach, zwłaszcza technicznych
Oprócz dobrej woli linii lotniczych, wypłatę odszkodowania może uniemożliwić “siła wyższa”. Złe warunki pogodowe czy strajk personelu portu lotniczego to okoliczności wyjątkowe, których przewoźnik nie jest w stanie przewidzieć. Bywa, że zaliczane są do nich również problemy techniczne, ale tu jednak należy mieć się na baczności: troska o stan techniczny maszyn to obowiązek linii lotniczych, więc większość usterek nie blokuje nam możliwości otrzymania odszkodowania. Pytanie: skąd mamy wiedzieć, jak zakwalifikować konkretną “przyczynę techniczną”?
“To częsty problem, który sprawia, że pasażerowie nie upominają się o należne im pieniądze” – stwierdza Katarzyna Pilarczyk. “Nie mają pewności, że uda im się samodzielnie przebrnąć przez wszystkie skomplikowane formularze, nie chcą tracić czasu i rezygnują z odszkodowania w ogóle. Szkoda, bo to jasny sygnał dla przewoźnika, że znowu mu się upiekło” – twierdzi Pilarczyk i dodaje, że w przypadku odwołanego lotu warto od razu zwrócić się do firmy, która specjalizuje się w uzyskiwaniu takich odszkodowań: zaoszczędzimy czas, a w przypadku pozytywnego rozpatrzenia sprawy zyskamy również pieniądze, na przykład na kolejne podróże. Warto też pamiętać, że odszkodowanie zawsze należy się pasażerowi niezależnie od tego, kto zapłacił za bilet.