A Bułgaria, która zastępowała polskim turystom w ostatnim sezonie tanie kierunki nad Morzem Śródziemnym i Morzem Czerwonym?
Po takim wzroście, jaki miała w tym roku, nie będzie już rosła mocno. Myślę o całym polskim rynku, bo my akurat zakładamy ponad 50-procentowy wzrost na tym kierunku, z 37 tysięcy do 52 tysięcy klientów.
Generalnie Bułgaria podrożała, a do tego miejsca w hotelach wykupują zachodni touroperatorzy. Poza tym, co się sprzedaje na naszym rynku, jak jakiś kierunek jest przepełniony? Tak zwane leftovers, czyli resztki. Słabe hotele, po których turyści mają złe wspomnienia, co psuje opinie kierunkowi. Lepiej sprzedawać więc mniej, ale lepszej jakości.
Podobna rzecz stała się z Hiszpanią. Ludzie pojechali tam w tym roku płacąc duże pieniądze za średnie hotele. A ponieważ byli to klienci, którzy zwykle do Hiszpanii nie jeżdżą, nie znają tego kierunku i jego warunków, wrócili rozczarowani. Przyzwyczajeni byli do standardu tureckiego, tunezyjskiego czy egipskiego, gdzie obsługa nadskakuje turystom. W Turcji w tym roku było tanio, a serwis był sułtański. W Hiszpanii tego nie ma. Jeśli ci ludzie będą mieli w nowym sezonie wybór, to nie pojadą do Hiszpanii.
Wracając do pańskiego poprzedniego pytania o nasze reagowanie na zmiany - dla nas przesunięcie się strumienia klientów z jednego kierunku na drugi nie jest takim problemem, jak dla mniejszych biur, Eximu czy Sun & Funa, bo oni mają po kilka kierunków w ofercie, a my mamy praktycznie wszystko.
Podam przykład. W 2015 roku mieliśmy w Turcji 120 tysięcy klientów, a w 2016 już tylko 30 tysięcy, straciliśmy więc 90 tysięcy. W Egipcie ubyło nam kolejnych 40 – 50 tysięcy, a w Tunezji ponad 20 tysięcy. Wszystko przez zamachy i wydarzenia polityczne. Nasi rywale z pierwszej trójki, Rainbow i TUI, tak tego nie odczuli, bo nie mieli – oprócz TUI w Turcji - na tych rynkach dużych wpływów. A już Grecosa, ze względu na jego specjalizację, te problemy w ogóle nie dotyczyły. Mimo to udało nam się tych wszystkich klientów przenieść na inne kierunki - do Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Bułgarii, Albanii. Udało nam się nie tylko ich nie stracić, ale nawet zyskać nowych.
Historyczny wynik przedsprzedaży
Wiele wskazuje, że w 2017 roku wahadło wychyli się w drugą stronę i turyści znowu będą chcieli swoich tanich ciepłych plaż w Egipcie i Tunezji.
W turystyce to normalne, pracujemy na żywym organizmie. Po prostu zrobimy wszystko, żeby wykorzystać potencjał tych kierunków. Już widać, że się sprzedają.
Itaka ma teraz dodatkowe możliwości w postaci Cedoku i czeskich klientów (czytaj: "Itaka wchodzi do Czech"). Kontraktujemy hotele dla dwóch rynków i kiedy widzimy, że coś się u nas sprzedaje lepiej lub gorzej niż w Czechach, możemy zmieniać proporcje podziału pokojów w poszczególnych hotelach między klientów z Czech i klientów z Polski. Oczywiście upraszczam, bo tak naprawdę układanka jest bardziej skomplikowana, ponieważ niektórych hoteli nie możemy sprzedawać w Czechach, albo Czesi mają swoje ulubione, a nie są zainteresowani nimi Polacy.
W drugiej połowie lata Itaka wypuściła – po roku przerwy - dwa samoloty do Tunezji. To dobra prognoza dla tego kierunku?
Samoloty były wypełnione w 97 – 98 procentach. Nie zarobiliśmy na tym, bo traktowaliśmy to jako test. Chcieliśmy się też rozliczyć z tunezyjskimi hotelarzami, u których zostawiliśmy ponad rok wcześniej zaliczki na sezon 2015.
Klienci wrócili zadowoleni, ale obecna sprzedaż tego kierunku, szczególnie na tle innych, nie robi wielkiego wrażenia. Niemniej planujemy, że od końca kwietnia, a więc od weekendu majowego, będziemy już regularnie latać do Tunezji.
Jaką część miejsc na sezon letni 2017 udało się już sprzedać?
Zbliżamy się do 20 procent. To bardzo dobry wynik, jeszcze takiego nie mieliśmy, bo nie było nigdy takiej dynamicznej przedsprzedaży.
Czy oprócz powodzenia Albanii, o której pan wspomniał, coś jeszcze pana zaskoczyło w tym boomie wczesnej sprzedaży?
Malaga. Jako kierunek zwykle lądowała pod koniec drugiej dziesiątki w naszym rankingu najlepiej się sprzedających teraz wdarła się do pierwszej dziesiątki. Jaki jest powód? Zmieniliśmy na Costa del Sol hotele na droższe, ale lepszej klasy. To się naszym klientom spodobało. Sprzedaż rok do roku skoczyła o 360 procent.
Wasi konkurenci przedstawili na nowy sezon oryginalne pomysły, jeśli chodzi o obecność w Grecji. Rainbow zamierza organizować tam Polskie Strefy, w których polscy turyści będą się mogli wieczorem rozerwać ("Rainbow: Polskie Strefy to wakacje plus"). A Grecos rzucił hasło „Więcej Grecji w Grecji" i zamierza prowadzić animacje dla dorosłych, służące poznawaniu kultury i kulinariów greckich ("Grecos: W nowym sezonie więcej Grecji w Grecji"). Jak pan to skomentuje?
Koncentrowanie polskich turystów w jednym miejscu, w jednym hotelu, szczególnie jeśli jest to hotel tani, dwugwiazdkowy czy trzygwiazdkowy, to nie jest dobry pomysł. To się kojarzy z gettem.
Rainbow zapewnia, że Polskie Strefy mają być otwarte dla wszystkich turystów w okolicy, niezależnie od ich pochodzenia. Getto to mocne określenie.
Ale polski ośrodek wymiany myśli to też nie jest.
A idea Grecosa?
Nie słyszałem. Na czym to polega?
Grecos zamierza otwierać kluby Opa!, w których będzie uczył ludzi gotować greckie potrawy, tańczyć greckie tańce...
Nigdy nie myślałem, że pochwalę Grecosa, ale jak miałbym wybrać, który pomysł jest mądrzejszy, to zdecydowanie mówię, że pomysł Grecosa niż Rainbowa.
A w którą stronę idą pomysły Itaki?
W zupełnie inną.
?
Staramy się być tym touroperatorem, który wyznacza trendy na polskim rynku. Niedługo, myślę że w styczniu, przedstawimy zupełnie nowy produkt, taki jakiego nikt jeszcze w Polsce nie sprzedawał. Na razie nie mogę jednak zdradzić, co to będzie.