Przebywa tam łącznie ponad 9,6 tysiąca uchodźców, czyli prawie o 2 tysiące więcej niż powinno. Przepełnione są ośrodki dla migrantów na Lesbos, Chios, Samos, Leros, Kos i Kalimnos. Wczoraj dotarło tam kolejnych 100 osób.

Jednocześnie wyspy te, zwłaszcza Lesbos i Kos, odnotowują znaczny spadek liczby turystów. Dochodzi on do 70 procent w porównaniu z zeszłym rokiem. Lesbos nie odwiedzają w tym sezonie Turcy, mało jest Europejczyków, a także samych Greków.

Niewiele pomogły liczne akcje promocyjne w całej Grecji, dzięki którym miała wzrosnąć turystyka na wyspach dotkniętych kryzysem migracyjnym. Od początku sezonu część stacji telewizyjnych pokazywała tamtejsze plaże i miejsca, które warto zwiedzić. Na pokładzie greckich linii Aegean można było zjeść lokalne potrawy i zapoznać się z miejscową kulturą, a na głównych stacjach ateńskiego metra wciąż zobaczyć można widoki z Lesbos. Mimo to straty w turystyce na niektórych wyspach są ogromne, a ich mieszkańcy mówią, że są zmęczeni tą sytuacją.

W kwietniu i maju władze Kos zaprosiły na wyspę zagranicznych dziennikarzy, pokazując im, że z wyspy wyjechali wszyscy uchodźcy. Od tego czasu napłynęły nowe grupy migrantów. Po próbie puczu w Turcji, tureccy strażnicy nie pilnują już tak ściśle granic. Kos jest jednak przygotowana - zorganizowała obóz ukryty w głębi lądu, gdzie lokuje przybyszów.