Na salonie nikt nie pokazał przełomowego produktu, ale i tak dwaj najwięksi producenci samolotów na świecie zrównali liczbę zamówień z rokiem 2012, uważanym za wyjątkowo udany.
Airbus wykorzystał zachwyty nad A32neo i uzyskał zamówienia na 279 samolotów o wartości 35 mld dolarów w cenach katalogowych, z czego 197 zadatkowanych na 26,8 miliardów dolarów. Boeing donosi zaś o 182 zamówieniach (19 potwierdzonych i ponad 100 wstępnych) za 26,8 mld dolarów.
Dyrektor handlowy Airbusa John Leahy stwierdził, że nie obawia się przegrzania rynków lotniczych i odrzucił wątpliwości Boeinga o jakości portfela zamówień europejskiego konkurenta. Amerykanie od początku wątpili bowiem sukces największych samolotów. W długoterminowych prognozach zakładali popyt na około 500 sztuk. Europejczycy przewidywali zaś, że sprzedadzą ich 1500.
Prezes Grupy Airbusa Tom Enders zapewnił dziennikarzy, że w ciągu maksymalnie dwóch lat Airbus zwiększy produkcję, i że jest optymistą co do A380. Według Endersa ten ostatni program nie powinien przynieść dużych strat, nawet po zmniejszeniu tempa produkcji z dwóch sztuk do jednej miesięcznie. Prezes Airbusa Fabrice Brégier wyjaśnił, że firma znalazła sposoby obniżenia kosztów stałych produkcji. Airbus ma do dostarczenia 126 superjumbo z 319 wcześniej zamówionych. Dyrekcja ma więc dość czasu na zastanowienie się, czy zaniechać programu, czy pomyśleć o nowych silnikach.
Bank Jefferies szacuje jednak, że A380 przysporzy firmie 250 mln euro strat w 2018 roku i 350 mln w roku 2020. — Zmniejszenie produkcji jest może przygotowaniem gruntu dla A380neo, aby skontrować B777X z nowymi silnikami — przypuszcza Sandy Morris z Jefferiesa.